Jeśli choć raz zdarzyło wam się niedosłyszeć po nieco zbyt głośnym koncercie - będziecie wiedzieli o czym mowa. Naukowcy z Australii, Nowej Zelandii i Stanów Zjednoczonych odkryli właśnie, że osłabienie słuchu po zetknięciu się z nadmiernym hałasem nie musi być oznaką jego uszkodzenia, ale odwrotnie, może być objawem działania mechanizmu, który ma go chronić.
Badanie na myszach pokazało, że komórki ślimaka w uchu środkowym wydzielają w chwili hałasu hormon ATP, który blokuje odpowiednie receptory i osłabia wrażliwość słuchu. U myszy odpowiednio genetycznie zmodyfikowanych, które nie mają tych receptorów, do czasowego osłabienia słuchu nie dochodzi, ale znacznie łatwiej, pod wpływem długotrwałego hałasu, następuje u nich permanentne uszkodzenie.
Wyniki badań, opublikowane w czasopiśmie "Proceedings of the National Academy of Science" dają nadzieję, że w przyszłości wykorzystanie takiego efektu pomoże chronić słuch osób, u których naturalne mechanizmy zawodzą. Badacze przestrzegają jednak zwolenników rozkręconych na cały regulator słuchawek, by tego efektu nie nadużywać.
Nasze uszy dzięki temu mechanizmowi są lepiej chronione, ale my sami w związku z tym nie do końca się orientujemy, z jak dużym hałasem mamy do czynienia. To zachęca do słuchania muzyki głośniej i głośniej. Aż do poziomu, kiedy uszy same już nie są w stanie się obronić.