Dobre pomysły, praca i pieniądze to w nauce nie wszystko. W przypadku nauk biomedycznych, by wprowadzić produkt na rynek, naukowcy muszą współpracować zarówno z klinicystami, którzy pokażą, czy ewentualny lek można wprowadzić do kliniki, jak i przedsiębiorcami, którzy wiedzą, czy można go przy realistycznych kosztach wytworzyć. "W Polsce taki mechanizm współpracy wciąż jeszcze nie istnieje" - mówi RMF FM prof. Agnieszka Dobrzyń, dyrektor Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN. Dzięki jej staraniom sprowadzono do naszego kraju prestiżowy stanfordzki program mentoringowy SPARK. Trwa nabór projektów.

REKLAMA

Na program mentoringowy opracowany na Uniwersytecie Stanforda dla zespołów naukowych, które mają pomysł na nową terapię, potencjalny lek, szczepionkę, test diagnostyczny lub inny wyrób medyczny, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeznaczyło 2,9 mln zł. Nabór pomysłów trwa do 20 marca 2025 roku.

Jak informuje Agencja Badań Medycznych, tylko w 2023 roku w Polsce zarejestrowano rekordową liczbę 784 wniosków o rozpoczęcie badań klinicznych. Najwięcej pozwoleń wydano dla produktów leczniczych z obszaru hematologii (18,9 proc.), ośrodkowego układu nerwowego (15,6 proc.) oraz chorób przewodu pokarmowego i metabolicznych (15,5 proc.).

SPARK Poland umożliwi trzem zwycięskim zespołom naukowym zweryfikowanie pomysłów na nowatorskie terapie, potencjalne leki, szczepionki, testy diagnostyczne lub inne wyroby medyczne. W praktyce to dwuletni, intensywny, systematyczny mentoring z doświadczonymi ekspertami i praktykami połączony z dostępem do finansowania eksperymentów badawczych w kwocie 300 tys. zł.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Nauka potrzebuje pieniędzy. Ale one nie wystarczą

Grzegorz Jasiński: Pani Profesor, zanim przejdziemy do tego, co program SPARK oferuje polskim naukowcom, to powiedzmy sobie tak szczerze, że nauka nie po raz pierwszy potwierdza, że w nauce dobry pomysł to nie wszystko. Potrzebnych jest jeszcze parę istotnych warunków, żeby te dobre pomysły w nauce mogły się urzeczywistnić, przełożyć na praktyczne zastosowanie. I wszyscy wiemy, że chodzi o pieniądze. Ale pieniądze to nie wszystko. Co więc jest potrzebne, pani dyrektor?

Prof. Agnieszka Dobrzyń: My, naukowcy, bardzo często mówimy o tym, że nauka jest niedofinansowana i faktycznie jest. Zdecydowanie więcej powinno się przeznaczać pieniędzy na badania naukowe, bo bez tego nie posuwamy się do przodu, nie tworzymy nowych technologii, nie tworzymy nowych leków. Natomiast w moim odczuciu te pieniądze, które już są przeznaczone na naukę, to też są takie pieniądze, które mogłyby pracować na kolejne wynalazki, mogłyby być przełożone na wykorzystanie praktyczne w dużo większej mierze niż są dzisiaj. Ja jestem dyrektorem Instytutu Biologii Doświadczalnej imienia Marcelego Nenckiego Polskiej Akademii Nauk. To jest jeden z tych instytutów, który prowadzi bardzo dużo badań naukowych, badań podstawowych.

To są takie badania, które są finansowane albo ze źródeł naszych wewnętrznych, z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, z Narodowego Centrum Nauki, z Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, z NCBiR, ale także jesteśmy dosyć skuteczni, jeżeli chodzi o zdobywanie funduszy europejskich, więc na dzisiaj ja nie mogę powiedzieć, że mój Instytut nie ma wystarczającej ilości pieniędzy na takie podstawowe i kluczowe badania, które chcemy robić. My się głównie zajmujemy tematyką związaną ze zrozumieniem podstaw pewnych mechanizmów, które są odpowiedzialne za to, że nasz organizm, organizm człowieka w pewnym momencie przestaje pracować prawidłowo i pojawiają się różne zaburzenia funkcjonowania, które lekarze określają jako stan chorobowy.

I to są prace, które mogą w przyszłości, w perspektywie, doprowadzić do stworzenia leków.

Tak, mogą i powinny. I teraz, gdy ja się przyglądam pracy naukowej, widzę to, co zostało zaobserwowane też w innych jednostkach, na przykład na Stanford University w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych. Naukowiec to jest zawód. My świetnie wykonujemy pracę naukową. My bardzo dobrze wiemy, jak zadać pytanie naukowe, jakiej metodologii użyć, żeby dostać odpowiedź. Jesteśmy w stanie na przykład stworzyć nowe narzędzie diagnostyczne, żeby łatwiej i szybciej diagnozować różne zaburzenia chorobowe. Możemy stworzyć nowy lek, albo pomysł na nowy lek. Możemy stworzyć nową technologię, która doskonale się sprawdza w warunkach eksperymentalnych czy laboratoryjnych. Natomiast w pewnym momencie, żebyśmy mogli wprowadzić ten nasz wynalazek na szerszy grunt, okazuje się, że nie jest to dla nas naukowców, tak łatwe. I nie dlatego, że nie ma na rynku pieniędzy, ale dlatego, że my nie jesteśmy przygotowani, nie jesteśmy gotowi na to zderzenie z rynkiem, na który dany produkt powinien trafić.

I teraz, żeby zrozumieć, co mam na myśli, to podam przykład. To jest właśnie jedna z takich flagowych dróg wprowadzenia na rynek na przykład nowego leku, czy nowego testu diagnostycznego. Wygląda w ten sposób, że naukowiec musi od samego początku, od kiedy ma pomysł, współpracować po pierwsze z klinicystą, a po drugie z przedsiębiorcą. I teraz ja to nazywam, że to jest taka trójka, która powinna ze sobą pracować od samego momentu, kiedy badania naukowe, które są prowadzone w laboratorium, na przykład w instytucie takim jak Instytut Neckiego Polskiej Akademii Nauk, pokazują, że faktycznie odkryliśmy coś, co może być na przykład potencjalnym nowym lekiem. I w momencie, kiedy mamy w swoim zespole i doświadczonego klinicystę, który powie nam, że taka substancja, czy taki punkt uchwytu leku jest czymś, co my możemy bez problemu wdrożyć w klinice, wtedy naukowiec wie, że może kontynuować te swoje badania właśnie w tym kierunku.

Ale jednocześnie od samego początku potrzebujemy wsparcia ze strony przemysłowca czy osoby związanej z gospodarką, czy z biznesem, który nam powie: hej, ten lek może i dobrze by zadziałał, ale jego synteza jest tak skomplikowana, że nie ma w ogóle mowy, że będziemy mogli to syntetyzować w takiej ilości i jakości, która jest niezbędna do przeprowadzenia terapii. I jeżeli usłyszymy taką informację zaraz na początku badań, to wtedy naukowiec jest w stanie albo zacząć inaczej myśleć o swoim projekcie, albo może zarzucić wręcz nawet realizację projektu, o którym wie, że nie zakończy się sukcesem właśnie z tego prostego powodu, o czym by nie miał zielonego pojęcia, gdyby nie miał bezpośredniego kontaktu z kimś, kto zna rynek i zna rzeczy, o których naukowiec nawet nie ma pojęcia, że powinien zwrócić uwagę w momencie wymyślania nowego wynalazku.

Dlaczego w Polsce to szwankuje? Dlaczego ten mechanizm nie działa tak, jak powinien? Dlatego, że mamy zbyt małe doświadczenie, zbyt mało zakończonych sukcesem projektów, które zostały przeprowadzone przez wszystkie etapy?

W Polsce taki mechanizm nie istnieje w ogóle. Te takie trójki: naukowiec, klinicysta, przedsiębiorca to jest właśnie podstawa tak zwanego stanfordzkiego modelu mentoringu badań naukowych. Dotychczas w Polsce tego nie mieliśmy. Wraz z programem SPARK zaczynamy. Tak naprawdę to jest nasz drugi program pilotażowy. Myśmy rozpoczęli pierwszy program w 2019 roku i faktycznie wybraliśmy wtedy trzy projekty, trzy grupy naukowe, które w ten sposób prowadziliśmy. Z tych trzech jedna jest już na tyle zaawansowana, że właśnie zaczynamy tworzyć firmę typu spin off, gdzie mamy zagranicznych inwestorów, którzy chcą zainwestować w ten produkt, ponieważ jest to już produkt tak dobrze opracowany, że bardzo szybko - mam nadzieję - będzie mógł wejść na rynek. To jest test do wczesnej diagnostyki Alzheimera w oparciu o mikroRNA. I to doświadczenie dało nam pewność, że w Polsce mamy dobre pomysły i w przy dobrym mentoringu jesteśmy w stanie stworzyć coś, co po prostu będzie mogło służyć społeczeństwu. I teraz wchodzimy do drugiej niejako fazy takiego pilotażowego programu, tym razem we współpracy z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego, gdzie otrzymaliśmy pieniądze właśnie po to, żeby wesprzeć grupy naukowe.

A kogo oferujecie Państwo tym grupom naukowym jako mentora? Czy to dopiero w zależności od tego, jakie to będą grupy, jakimi specjalistycznymi zagadnieniami się zajmują, to wtedy państwo będziecie mieli możliwość kontaktowania ich z odpowiednimi i z jednej strony lekarzami, którzy się tym zajmują, klinicystami, z drugiej strony z kimś z przemysłu, który ewentualnie może powiedzieć, czy to się da zrobić?

To jest tak naprawdę najtrudniejsza rzecz w całym tym pomyśle. Ja rozmawiałam z kilkoma osobami, które próbowały tego typu mentoring wprowadzić i się okazuje, że wcale nie jest łatwo znaleźć osobę, która chciałaby zaangażować się w nie swój projekt, albo jeżeli chciałaby faktycznie tę swoją wiedzę ekspercką przekazać, to zwykle miała bardzo wysokie wymagania finansowe, po prostu traktowała to jako pracę. Natomiast to, co my robimy i to, co oferuje program SPARK, to jest program opracowany na Stanford University w Kalifornii, tak jak wspominałam wcześniej, natomiast w tym momencie SPARK to jest to sieć kontaktów, w zasadzie globalna. I ta sieć kontaktów daje nam coś unikatowego, czego nie mamy w Polsce, mianowicie daje nam dostęp do praktyków, czyli do osób, które pracowały i odniosły sukces w branży związanej z biotechnologią, produkcją i wprowadzaniem na rynek leków, a także do klinicystów, którzy mają doświadczenie we wprowadzaniu różnych związków na rynek. Coś, co jest nietypowe i coś, co bardzo sobie cenię, bo już dyrektorem SPARK Poland jestem od 2018 roku, to jak się spotykasz z tymi ludźmi, to to jest taka grupa ludzi, którzy mają ochotę dzielić się swoim doświadczeniem i nie potrzebują otrzymywać za to wygórowanych kwot finansowych jako wynagrodzenie.

To jest nietypowe i wręcz zasada jest taka i wszystkie osoby, które są w sieci SPARK, zdają sobie z tego sprawę, że my pracujemy w tej sieci w zasadzie jako wolontariusze. I długo mieliśmy dyskusje z przedsiębiorcami, którzy osiągnęli sukcesy komercyjne, dlaczego mają ochotę pracować właśnie w ten sposób. Więc oni mówią, że oni mają takie poczucie, że chcą coś oddać społeczeństwu. Czyli oni sami, osiągnąwszy sukces, chętnie się z tym podzielą, żeby ten sukces po prostu mnożyć w ten sposób. To jest takie myślenie, z jakim ja dotychczas w Polsce się nie spotkałam. Tutaj oczywiście mówię głównie o tych przedsiębiorcach, z którymi ja rozmawiałam, czyli to są osoby spoza Polski. Bardzo prężnie działa na przykład SPARK w Izraelu, bardzo prężnie działa SPARK na Tajwanie. Oczywiście SPARK Stanford i Stany Zjednoczone to jest to źródło ekspertów, do których my mamy dostęp. I jakby mnie pan zapytał, co jest największą wartością tego programu, to to jest właśnie ta sieć kontaktów, do którego nie będąc w programie po prostu nie mamy dostępu. Nie dlatego, że one nie istnieją. Po prostu nie mamy do niego dostępu.

W normalnym, codziennym życiu słyszymy, że wszelkie odkrycia farmaceutyczne, leki, to są gigantyczne pieniądze. I oczywiście pieniądze, które są w państwa programie, są znaczące, ale oczywiście to nie są te setki milionów czy miliardy dolarów, które są potrzebne. Na ile te pieniądze mogą rzeczywiście dać impuls, który potem pozwoli ten projekt poprowadzić i ewentualnie zakończyć sukcesem?

To jest właśnie też cała idea, że my nie oferujemy dużych pieniędzy. My oferujemy wsparcie eksperckie w tych dziedzinach, gdzie naukowcy nie mają tego wsparcia u siebie. I to jest tak, że w tym konkretnie projekcie i w tym programie, w którym właśnie oczekujemy na zgłoszenia, oferujemy 300 tys. na dwa lata, czyli 150 tys. rocznie. Czy to są duże pieniądze na badania? Nie. To są bardzo małe pieniądze na badania. Natomiast to są takie pieniądze, które są przeznaczane tylko i wyłącznie na wykonanie jednego, dwóch eksperymentów kluczowych, które są niezbędne do tego, żeby posunąć projekt czy przesunąć projekt, który już był i był realizowany przez grupę naukową o ten kolejny etap, który jest absolutnie niezbędny, żeby już był to projekt interesujący z punktu widzenia wprowadzenia na rynek, czy to farmaceutyczny, czy na rynek związany z na przykład tworzeniem testów diagnostycznych. I zwykle, jak rozmawiamy z naszymi naukowcami, oni mówią - my mamy dużo pieniędzy na prowadzenie konkretnego badania, ale jeżeli robiąc badania podstawowe zauważamy, że mamy jakiś wynik, który gdybyśmy pociągnęli w inną stronę, okazałoby się, że to jest to taki wynik, którego rezultaty można by było bardzo szybko wprowadzić do kliniki, my nie mamy na to pieniędzy. Bo zwykle jak dostajemy grant, to one są mocno sprecyzowane i bardzo ściśle określone, na co te pieniądze mogą być wydawane.

Tutaj nie ma elastyczności.

Nie ma tu elastyczności żadnej. Więc jeżeli mamy coś, to to albo leży w szufladzie i czeka na lepsze czasy i gdzieś tam się o tym zapomina, albo właśnie wystarczy niewielka kwota, bo 150 tysięcy rocznie to nie jest duża kwota, żeby podciągnąć ten pomysł o jeszcze jeden, dwa eksperymenty we współpracy z osobami, które wiedzą, jakie eksperymenty są potrzebne, żeby zweryfikować, szybko zweryfikować, czy jest to dobra ścieżka w kierunku na przykład stworzenia nowego leku czy testu. I jeśli to się uda, to wtedy wprowadzamy taki produkt już na zupełnie inną ścieżkę i za zupełnie inne pieniądze w oparciu o finansowanie prywatne. Czyli wprowadzamy to na rynek inwestorów, którzy byliby zainteresowani, żeby zainwestować w dane odkrycie już zupełnie z innych pieniędzy, nie z pieniędzy publicznych. To jest ważne.

Proszę mi powiedzieć jeszcze, bo to taka na pierwszy rzut oka obawa dotycząca własności intelektualnej, patentu, tego, że ktoś może się obawiać, żeby nie wyjawić pomysłu, który być może jest w tym wszystkim najcenniejszy i nie puścić go w obieg. Jakie tu mechanizmy państwo stosujecie, żeby się przed tym zabezpieczyć?

Na pewno osoby, które wchodzą do programu i które wybieramy jako mentorów, doświadczone osoby czy z kliniki, czy z biznesu, to są osoby, które podpisują z nami klauzulę, że one wchodząc do programu SPARK i będąc takim merytorycznym wsparciem w rozwijaniu pomysłu naukowego, zrzekają się wszelkich roszczeń co do potencjalnej własności intelektualnej (IP). Tutaj nie ma absolutnie takiej możliwości, mimo że dzięki ich radom ten projekt znajdzie światło dzienne, w przeciwnym razie być może nigdy by do tego nie doszło. To są osoby, które od samego początku wiedzą, że wchodząc do takiego programu jako mentorzy nie będą mieli żadnych roszczeń ani żadnych praw co do IP. Jeśli chodzi o wiarę, czy faktycznie nie zostanie ten pomysł wykradziony, to to jest już kwestia oczywiście zaufania i my dobieramy naszych mentorów w ten sposób, że to są osoby sprawdzone tutaj właśnie w tej sieci SPARK, nie zupełnie nowe, nie osoby, które do nas się zgłoszą i mielibyśmy jakiekolwiek wątpliwości co do intencji osoby, która wchodzi do programu.

W przypadku tym jednym, o którym mówię jako nasz już sukces SPARK Poland, to firma typu spin off jest aktualnie tworzona. To akurat była grupa z Instytutu Nenckiego, czyli tego instytutu, gdzie ja jestem dyrektorem. Oczywiście cała własność intelektualna należy do Instytutu i instytut jest jednym z udziałowców tej spółki, która się tworzy, ale też wśród udziałowców są oczywiście naukowcy zaangażowani w projekt oraz osoba ze strony biznesu, która bierze na siebie te obowiązki związane ze zdobywaniem finansowania i z opiekowaniem się tym projektem pod względem finansowym. Żadna z tych osób, które są w otoczeniu tej spółki nie była związana ze SPARK i z mentorowaniem, czyli sukces i satysfakcja mentorów polega na tym, że doszło do komercjalizacji, natomiast nie brali oni bezpośrednio w tym udziału...

Pani profesor, rozumiem, że wnioski są przyjmowane do 20 marca, kiedy państwo wyznaczacie sobie termin rozpatrzenia tych wniosków? Kiedy poznamy laureatów tego rozdania?

23-24 kwietnia mamy coś, co się po angielsku nazywa pitch event, czyli takie spotkanie z prezentacjami. Gdzieś do maksymalnie 10 projektów z tych przysłanych do nas aplikacji zostanie zaproszonych, żeby zaprezentować przed Radą Programową SPARK Poland swoje pomysły.