Wygląda jak spodek z kołem ratunkowym, pewnego dnia ma umożliwić lądowanie na Marsie statku kosmicznego z ludźmi. NASA rozpoczęła drugi test pojazdu LDSD (Low-Density Supersonic Decelerator), który w przyszłości ma pomóc wyhamować załogowe lub towarowe pojazdy w rzadkiej atmosferze Czerwonej Planety. Pojazd LDSD przed rozpoczęciem właściwego manewru musi zostać wyniesiony z pomocą balonu na wysokość 37 kilometrów. Wystartował z wyspy Kauai na Hawajach o godzinie 19:45 czasu polskiego.
Wyniesienie pojazdu na odpowiednią wysokość pozwoli zasymulować warunki panujące na Czerwonej planecie, gdzie ciśnienie atmosferyczne wynosi około procenta ciśnienia na poziomie morza na Ziemi. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości LDSD odłączy się od balonu, po czym, z pomocą silników manewrowych i silnika napędowego wzniesie się jeszcze wyżej i osiągnie prędkość około 3 razy większą, niż prędkość dźwięku.
Po wejściu na wysokość około 55 kilometrów rozpocznie się zasadniczy manewr. Najpierw prędkość lotu LDSD zmniejszy specjalne "koło ratunkowe" SIAD (supersonic inflatable aerodynamic decelerator), które po nadmuchaniu zwiększy powierzchnię spodka, po czym rozwinięty zostanie spadochron, który ma ostatecznie wyhamować ruch pojazdu. Właśnie ten spadochron rozerwał się podczas pierwszej próby, przeprowadzonej blisko rok temu. Nowy spadochron ma być lepszy.
Konstrukcja LDSD jest niezbędna, by na Marsa można było wysłać pojazd załogowy z ludźmi. Dotychczas stosowana technologia wyczerpała swoje możliwości przy okazji lądowania na Czerwonej Planecie ważącego około tony lądownika Curiosity. Zastosowany wtedy 15-metrowej średnicy spadochron nie będzie w stanie zapewnić bezpiecznego lądowania cięższym pojazdom. W przypadku LDSD, ważącego 3175 kilogramów spadochron ma aż 30 metrów średnicy.
Pierwotnie planowany na miniony wtorek eksperyment był kilkakrotnie opóźniany z powodu niekorzystnych warunków atmosferycznych. Przeszkadzały zbyt silny wiatr i niespokojne wody Pacyfiku w rejonie, gdzie LDSD ma ostatecznie wylądować.