Duma narodowa i zadowolenie z własnego kraju zwiększają naszą prywatną satysfakcję z życia i tym samym sprawiają, że czujemy się bardziej szczęśliwi - przekonują naukowcy. Ponieważ wyniki ich badań idą jednak trochę w poprzek modnych u nas ostatnio twierdzeń, że sprawy narodowe są mniej ważne niż europejskie, warto im się dokładniej przyjrzeć. Choć nie jestem pewien, czy to pomoże zrozumieć dlaczego tak wielu z nas ostatnio polskość wyraźnie uwiera i woleliby szukać szczęścia na inną modłę.
Matthew Wright z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Tim Reeskens z Uniwersytetu Katolickiego w Leuven w Belgii postanowili sprawdzić, jak owo patriotyczne szczęście zależy od sposobu w jaki swój patriotyzm rozumiemy. Wyróżnili dwa rodzaje dumy narodowej, tę "etniczną", związaną najczęściej z narodowym dziedzictwem, pochodzeniem, religią czy rasą oraz "obywatelską", niezależną od pochodzenia, uzależniającą przynależność narodową tylko od szacunku dla instytucji państwa i jego prawa.
Wykorzystali badania ankietowe obejmujące blisko 41 tysięcy osób z 31 krajów. Do formułowania wniosków użyli odpowiedzi na pytania między innymi o poziom satysfakcji z życia, dumę narodową i sposób rozumienia przynależności narodowej. Pytano nawet o to, co decyduje o byciu PRAWDZIWYM Niemcem, Szwedem, Hiszpanem czy kimkolwiek innym. Przy analizie uwzględniano też wpływ takich czynników, jak płeć, zawód, miejsce zamieszkania i... dochód narodowy w danym kraju.
I co się okazało? W przypadku obu grup osoby odczuwające największą dumę narodową uważały się równocześnie za najbardziej szczęśliwe. Osoby przywiązane do "obywatelskiego" modelu patriotyzmu były jednak generalnie bardziej zadowolone z życia. Być może to oznacza, że dawka dumy narodowej, której one potrzebują do szczęścia, jest nieco mniejsza niż u osób patriotycznych "etnicznie". Jeśli jednak i jednym, i drugim duma narodowa tak się przydaje, może warto w nią nieco więcej zainwestować.
Kiedy popatrzy się na otaczającą nas rzeczywistość, wyraźnie widać, że świat należy do tych, którzy nie mają zahamowań, nie dzielą włosa na czworo tylko przy każdej możliwej okazji chwalą się i pod żadnym pozorem nie przyjmują głosów krytyki. Dotyczy to zresztą nie tylko ludzi, ale i społeczności, a w pewnym uproszczeniu zapewne także narodów. To nie jest najszczęśliwsza rzeczywistość, ale skoro już - mam nadzieję, że przejściowo - obowiązuje, trzeba się do niej przynajmniej w części dopasować.
Może by więc, w imię ogólnego dobrego samopoczucia, wziąć się poważnie za podnoszenie naszego polskiego mniemania o sobie. Zacząć częściej samych siebie przekonywać, że jesteśmy dobrzy, fajni, pracowici, innowacyjni i zaradni. Jak najczęściej też sobie przypominać, jak bardzo kochamy wolność i dlaczego gotowi jesteśmy tak wiele poświęcić, by bronić jej nie tylko dla siebie, ale i innych.
Jeśli sami nie będziemy sobie tego mówić, nikt inny nam tego nie powie, tym bardziej, że wśród najbliższych nam sąsiadów nie od dziś dominuje pogląd, że własna duma jest ważniejsza od cudzej. A my zasługujemy na dobre samopoczucie. W historii mamy zdecydowanie więcej powodów, by czuć dumę, niż by się wstydzić. Nie dajmy się więc stłamsić i przekonać, że jesteśmy wszystkiemu winni. Nie jesteśmy. Jeśli sami tu w kraju nie damy się do tego ekspiacyjnego tonu zmusić, nikt inny nas nie przekona. Być może wtedy będziemy w Unii Europejskiej szczęśliwsi i przy okazji łatwiej będzie nam do tych najbardziej szczytnych wyobrażeń o sobie dorosnąć.