Zatruta strzała Amora, czyli "I love you" szaleje...

REKLAMA

"Mogłem przypadkowo i nieświadomie uwolnić miłosnego wirusa" - tłumaczy się były student szkoły informatycznej w Manili. Onel de Guzman, który od kilku dni był nieuchwytny pojawił się dziś na spotkaniu z dziennikarzami. Nie odpowiedział jednak jednoznacznie na pytanie czy to on stworzył wirusa I Love You. Twierdzi ,że sam nie jest pewien czy to on wypuścił w cyberprzestrzeń zatrutą strzałę Amora...

Filipińska prokuratura chce go przesłuchać w związku z napisaną przez niego pracą magisterską. Jej tematem była bowiem kradzież haseł z Internetu. Praca ta, odrzucona przez dyrekcję szkoły, jako niemoralna i sprzeczna z prawem, jest zdaniem jednego z nauczycieli dowodem na to, że Guzman może, choć wcale nie musi być autorem miłosnego wirusa.

"Opis oprogramowania niemal do złudzenia przypomina wirusa I Love You. To program dzięki któremu można się dostać do poczty elektronicznej, który sam wywęszy właściwe hasło a następnie automatycznie prześle się na wszystkie inne adresy zapisane na danym koncie, przechodząc bez trudu przez kolejne możliwe hasła"

Szacuje się, że miłosny wirus zaatakował co najmniej czterdzieści pięć milionów komputerów na całym świecie. Tymczasem amerykańscy eksperci ostrzegają, że niewiele można obecnie zrobić, by zapobiegać epidemiom komputerowych wirusów. Dodają też, że następna plaga będzie jeszcze groźniejsza. Amerykanie twierdzą, że miłosny wirus to swego rodzaju ogniwo w teorii ewolucji... hackerów.

Wiadomości RMF FM 12:45