W pogoni za dobrymi wiadomościami człowiek spojrzy to tu, to tam i czasem już, już mu się wydaje, że rozwiązanie jego problemów czai się - dosłownie - za rogiem. Wystarczy jednak wstrzymać nieco konie entuzjazmu, by przekonać się, że ani owo rozwiązanie problemów nie usuwa, ani nie czeka dosłownie za rogiem, a nadzieje - jeśli nie całkiem płonne - są przynajmniej przedwczesne. Nie sądzę, by ktoś przy zdrowych zmysłach realnie liczył, że krew młodych kochanków faktycznie odmładza, ale jeśli ostatnio gdzieś o czymś podobnym przeczytał, też może się zawieść.

REKLAMA

Uczciwie mówiąc nie chodzi oczywiście o krew młodych kochanków, tylko po prostu krew nastolatków i na razie nie miała ona żadnego wpływu na wiek innych osób, ale... myszy. Przynajmniej miała mieć. Bo oto okazuje się, że to wcale nie takie pewne.

Już wyjaśniam. Tygodnik "New Scientist" napisał w połowie listopada, że oto "krew nastolatków odmładza ciało i umysł starych myszy". Artykuł cytował doniesienia Sakury Minami z kalifornijskiej firmy Alkahest, która miała przeprowadzić w tej sprawie przekonujące eksperymenty. Podczas dorocznego zjazdu Society for Neuroscience w San Diego autorzy tych badań poinformowali, jak je przeprowadzili i co im wyszło. Najpierw pobrano próbki krwi od zdrowych 18-latków po czym, po odpowiednim przygotowaniu, osocze przeszczepiono myszom w wieku 12 miesięcy. Dla myszy to już wiek średni, odpowiednik ludzkiej "pięćdziesiątki", kiedy objawy starzenia się coraz wyraźniej pokazują - gryzonie poruszają się już wolniej i mają kłopoty z pamięcią. Myszy, które przez trzy tygodnie otrzymywały po dwa zastrzyki osocza tygodniowo wyraźnie się ożywiły, ich aktywność i zdolności pamięciowe zaczęły przypominać te, obserwowane u myszy zaledwie 3-miesięcznych.

Kolejny etap eksperymentu był już dla myszy mniej optymistyczny, naukowcy zbadali ich mózgi, by przekonać się, czy w obrębie sterującego pamięcią hipokampa faktycznie doszło do zauważalnych zmian, w szczególności tworzenia się nowych komórek nerwowych. I cóż się okazało? Osocze nastolatków faktycznie promowało neurogenezę w tym rejonie. Pani Minami poinformowała jeszcze, że udało jej się zidentyfikować obecne w młodej krwi czynniki, które mogą za to odpowiadać, nie ujawniła jednak, o co dokładnie chodzi. Ograniczyła się do stwierdzenia, że część z nich przenika do mózgu, część zaś pozostaje poza nim i działa niejako na odległość. Być może chodzi o tak zwany czynnik różnicowania wzrostu 11 (GDF11), o którego odmładzającym działaniu pisali w 2014 roku badacze z Uniwersytetów Harvarda i Stanforda.

Firma Alkahest jest na tyle przekonana o skuteczności tej metody, że rozpoczęła już testy działania młodej krwi na pacjentów cierpiących na chorobę Alzheimera. Pięknie? Pięknie...

Wystarczyło jednak poczekać tydzień, by z artykułu opublikowanego w "Nature Communications" dowiedzieć się, że - uwaga - "młoda krew nie odwraca procesów starzenia u starych myszy". Tym razem autorami tego twierdzenia są badacze z Department of Bioengineering University of California w Berkeley. Wyniki ich badań wskazują, że młoda krew nie może przydać się jako lek, natomiast stara krew owszem może przyczynić się do... postarzenia młodych myszy. Zdaniem współautorki tych badań, Iriny Conboy, to w starej krwi mogą być niekorzystne czynniki przyspieszające starzenie. Ewentualnym sposobem odmładzania byłoby w takim razie eliminowanie tych czynników.

Czy myszy mnie słyszą? Dobrze...

Opinia Conboy jest o tyle istotna, że była współautorką opublikowanej w 2005 roku w "Nature" pracy, która wskazywała na efekty odmłodzenia starej myszy chirurgicznie połączonej z młodą tak, by ich krew mogła się wymieniać. Co prawda rzeczywista natura obserwowanych wówczas zjawisk nie była - i do tej pory nie jest - dokładnie znana, a sam zabieg utrudniał dokładną ich analizę, sprawa wymknęła się spod kontroli i media ogłosiły, że "młoda krew odmładza". Dziś pani Conboy twierdzi, że ówczesne wyniki pozwalały co najwyżej stwierdzić, że proces starzenia jest do pewnego stopnia odwracalny, nie sugerowały jednak, że transfuzje młodej krwi są sposobem, by tego dokonać.

By sprawę wyjaśnić, badacze z UC Berkeley powtórzyli tamten eksperyment w bardziej kontrolowany sposób. Myszy nie były połączone na stałe, unikano w ten sposób wzajemnych efektów działania ich organów wewnętrznych. Wymieniono im tylko połowę krwi starej na młodą i odwrotnie. Badano przy tym stan różnych organów pod katem ich ewentualnego odmłodzenia, bądź postarzenia. Tym razem okazało się, że stare myszy nie odczuły praktycznie żadnych pozytywnych skutków "terapii", podczas gdy działanie tkanek i organów młodych myszy ulegało poważnemu pogorszeniu.

Owszem - zbadano też wpływ młodej lub starej krwi na powstawanie nowych komórek nerwowych w obrębie hipokampa myszy i okazało się tym razem, że stara mysz nie ma z młodej krwi pożytku, natomiast młoda na starej krwi wyraźnie traci. To nasunęło badaczom podejrzenie, że faktycznie istotne są jakieś czynniki obecne w starej krwi, a ewentualne pozytywne objawy u starych myszy, którym podaje się młodą krew biorą się co najwyżej stąd, że te czynniki ulegają rozrzedzeniu. Być może, jeśli te czynniki uda się zidentyfikować, dla odmładzania nie będą potrzebne żadne transfuzje, wystarczy starą krew odpowiednio... przefiltrować.

Jest też oczywiście możliwe, że ani jedna, ani druga procedura nie ma sensu. Tak naprawdę jedyne, co w tym wszystkim jest pewne to to, że… niczego jeszcze nie możemy być pewni. Jeśli z tej całej historii – wciąż przecież nie rozstrzygniętej – płynie jakiś morał, to taki, że wszelkie przełomy, rewolucje i rewelacje, także – a może nawet przede wszystkim - w nauce, powinniśmy ogłaszać z taką, pewną… nieśmiałością i sceptycyzmem. No chyba, że uznamy, że warto się czymś intensywnie przez chwilę podniecać dla samego podniecania się nawet, jeśli miałoby się rychło potem okazać, że podniecaliśmy się bez sensu. Bo wtedy już będziemy się podniecać czym innym. Naprawdę tak chcemy? Nie wierzę…