Trzy najbardziej pracowite dni w roku właśnie się dla mnie kończą. Znamy już wszystkich laureatów tegorocznych, naukowych nagród Nobla. Co ważne, w tym roku wyjątkowo łatwo było odpowiedzieć na nieśmiertelne pytania o to, jaki jest związek prac owych laureatów z rzeczywistością i jak - ewentualnie - można je praktycznie wykorzystać. Znaczenie tych odkryć jednak zblednie, jeśli ludzkość nauczy się praktycznie wykorzystywać najnowsze odkrycie badaczy UC Berkeley i Northwestern University, którzy właśnie informują o tym, że odkryli… gen małżeńskiego szczęścia.

REKLAMA

O tym genie jednak za chwilę. Najpierw wypada się bowiem z wytłumaczyć z tej deklarowanej "łatwości" opisu znaczenia prac tegorocznych noblistów. Nagrody w dziedzinie medycyny i chemii przyznano moim zdaniem nie tylko wymienionym laureatom ale i samej Naturze. Nagroda z chemii przypadła zaś tym, którzy umieli Naturę w wyjątkowo sprytny sposób opisać.

Po kolei. Medyczny Nobel przypadł za odkrycie mechanizmów transportu wewnątrzkomórkowego, który odbywa się z pomocą lipidowych pęcherzyków. Jedyne, co było naprawdę zaskakujące w tej decyzji, to fakt, że odkrycie o tak podstawowym znaczeniu, zostało wyróżnione dopiero teraz. Nic bowiem, co na Ziemi żyje, nie może się bez tego systemu transportu obejść, a jego poprawne i punktualne działanie ma dla nas znaczenie podstawowe.

Laureaci nagrody w dziedzinie fizyki na swojego Nobla czekali blisko pół wieku, a ostateczne potwierdzenie, że mieli rację, kosztowało miliardy euro. W latach 60-tych napisali, że musi istnieć pole, które sprawia, że cząstki elementarne mają masę. Peter Higgs zauważył przy okazji, że konsekwencją istnienia takiego pola musi być istnienie cząstki, którą potem nazwano jego imieniem. Rok temu eksperymenty w Wielkim Zderzaczu Hadronów pokazały, że taka cząstka owszem istnieje i nagrodę z czystym sumieniem można było przyznać.

Nagroda z chemii powędrowała dziś z kolei do naukowców, którzy wymyślili sposób komputerowego modelowania procesów chemicznych. Udało im się pokazać, jak połączyć metody obliczeniowe znane z klasycznej fizyki i mechaniki kwantowej, by opisać duże układy cząsteczek i chemiczne reakcje między nimi. Niezwykle uprościło to chemikom życie.

We wszystkich tych przypadkach "zastosowanie" odkrytych mechanizmów jest oczywiste. W pierwszym i drugim, owym zastosowaniem jest... świat, w którym żyjemy. Bez pola Higgsa i mechanizmu transportu komórkowego nie byłoby nas, nie byłoby świata. Niczego więcej uzasadniać nie trzeba. W trzecim przypadku jest nieco inaczej, ale też łatwo. Symulacje prowadzone z wykorzystaniem tej metody na coraz szybszych komputerach pozwalają oszczędzić mnóstwo czasu i pieniędzy, które chemicy marnowaliby przelewając substancje ze zlewki do probówki i na odwrót. W komputerach doświadczenia prowadzi się szybciej, dzięki nim choćby na nowe leki nie musimy czekać tak długo.

A co z tymi małżeństwami? No właśnie. Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego Berkeley i Northwestern University ogłosili właśnie, że małżeńskie szczęście może być zależne od wariantów pewnego genu. Ów gen, 5-HTTLPR, steruje w mózgu transportem serotoniny, neuroprzekaźnika, nazywanego często hormonem szczęścia. Badania prowadzone przez ponad 20 lat na 150-ciu parach małżeńskich pokazały, że osoby noszące pewne warianty tego genu mogą odmiennie reagować na emocjonalne sytuacje, które pojawiają się w ich życiu.

Okazało się, że osoby, które odziedziczyły po rodzicach dwa krótkie warianty genu 5-HTTLPR są znacznie bardziej wrażliwe na emocje w swoim związku. Te osoby są przeciętnie znacznie bardziej szczęśliwe, gdy wszystko idzie dobrze i znacznie bardziej nieszczęśliwe, gdy w małżeństwie coś jest nie tak. Osoby "wyposażone" w dwa długie warianty tego genu lub wersję krótką i długą reagują w znacznie bardziej wyważony sposób i przeżywane emocje nie mają tak dużego wpływu na poziom ich satysfakcji w związku.

Badacze nie twierdzą, że konkretne wersje genów mają bezpośredni wpływ na losy małżeństwa. Emocjonalne różnice mogą jednak wyjaśnić dlaczego jednym łatwiej się ze sobą dogadywać, a innym trudniej. Na gotowy przepis testu genetycznego, który pomoże przewidzieć, czy małżeństwo uda się, czy nie, to oczywiście jeszcze za mało. Jeśli jednak kiedyś komuś uda się praktycznie to odkrycie wykorzystać, nauczyć nas lepiej się rozumieć, lepiej odpowiadać na swoje potrzeby, żyć zgodniej i szczęśliwiej, zasłuży sobie nie na jednego Nobla, ale na wszystkie Noble razem wzięte. Z ekonomicznym i pokojowym na czele. I ludzkość, przez aklamację mu te Noble przyzna. Oby jak najszybciej.