We Francji co rok przeprowadza się prawie ćwierć miliona aborcji. Kobiety nie muszą tłumaczyć powodów swojej decyzji. Koszty zabiegów są zwracane przez publiczny system ubezpieczeń zdrowotnych. Mimo, że prawo kobiet do usuwania ciąży jest uważane nad Sekwaną za niepodważalne, to władze niepokoją się wzrostem liczby zabiegów wśród nastolatek.
W ubiegłym roku, mimo protestów Kościoła, francuski parlament prawie jednogłośnie przegłosował ustawę, która umożliwia szkolnym pielęgniarkom rozdawanie tzw. pigułek aborcyjnym potrzebującym tego uczennicom. Te ostatnie nie muszą mieć zgody rodziców. Chodzi o pigułki o nazwie Norlevo, które według ministerstwa zdrowia są dobrze znoszone przez organizm. Trzeba je jednak zażyć najdalej kilkadziesiąt godzin po potencjalnym zajściu w ciążę. Nastolatki mogą również otrzymać wspomniany lek w aptekach, darmowo i bez recepty. Pielęgniarki i aptekarze mają tylko jeden obowiązek – zdecydowanie zachęcić zgłaszające się do nich młode dziewczęta do stosowania w przyszłości środków antykoncepcyjnych. Lewicowy rząd premiera Lionela Jospina ma nadzieję, że dzięki rozdawanym pigułkom już niedługo znacznie spadnie liczba zabiegów aborcyjnych wśród uczennic. Zabiegów, które są często dużo ciężej znoszone przez nastolatki zarówno fizycznie jak i psychicznie. Ich liczb sięgnęła w ubiegłym roku 7 tysięcy.
06:30