Tak duży przyrost zachorowań na koronawirusa, jaki występuje we Włoszech, jest niepokojący. Może to oznaczać, że wbrew wcześniejszym danym jest on bardziej zakaźny, niż do tej pory sądzono - uważa ekspert w dziedzinie immunologii i terapii zakażeń dr Paweł Grzesiowski.
Alarm we Włoszech wybuchł po tym, gdy na północy kraju w ciągu kilku dni stwierdzono ponad 150 przypadków zachorowań. Do poniedziałku zmarło siedem osób zakażonych koronawirusem; liczba zachorowań wzrosła do 229. W Lombardii i w Wenecji Euganejskiej zanotowano zdecydowaną większość z potwierdzonych dotąd we Włoszech przypadków.
Siedmiokrotny wzrost zakażonych w ciągu trzech dni jest bardzo niepokojący. Stawia też pod znakiem zapytania dotychczasową wiedzę na temat rozprzestrzeniania koronawirusa - albo kilkanaście dni temu coś przeoczono - uważa wykładowca Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP, prezes Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń dr Dr Paweł Grzesiowski. Do tej pory sądzono, że jeden zarażony zakaża średnio 2-3 osoby. Obserwacje z Włoch wskazują, że ten wskaźnik może być wyższy albo liczba zakażonych jest znacznie większa.
W ocenie eksperta podobne ogniska do tych z Włoch mogą uaktywnić się w innych miejscach w Europie. Ognisko z niemieckiej Bawarii udało się najprawdopodobniej zdusić w zarodku - od tygodnia nie ma informacji o nowych zachorowaniach - wskazuje dr Grzesiowski. Należy jednak odczekać tydzień, bo okres wylęgania trwa 2 tygodnie.
Nie jest jasne, co wpłynęło na tak gwałtowny przyrost zachorowań we Włoszech - uważa ekspert. Dodaje, że sytuacja jest niewyjaśniona i taka pozostanie, dopóki nie zostanie znaleziona pierwsza osoba lub osoby, od których rozpoczęły się zachorowania we Włoszech. Wiele wskazuje na to, że jest kilka niezależnych ognisk zachorowań ze sobą niepowiązanych.
Mamy o tyle kłopot, że w tej chwili mamy do czynienia z więcej niż jednym aktywnych ognisk koronawirusów - podkreślił. Zachorowania występują w Lombardii, Wenecji.
Ekspert ostrzega, że tak długo jak nie uda się ustalić źródła zachorowań, trudno będzie sprawnie zarządzać kwarantanną. Mimo to władze Włoch zdecydowały się na szeroko zakrojone działania. Na liście całkowicie zamkniętych miasteczek i osad w rejonie między Lodi w Lombardii i Padwą w Wenecji Euganejskiej na północy, w których mieszka ponad 50 tys. osób, są m.in.: Codogno, gdzie zanotowano pierwsze zachorowanie na terytorium Włoch, a także Pizzighettone, Pieve Porto Morone, Sesto Cremonese, Casalpusterlengo, Vo, Schiavonia, Mira, Mirano, Terranova Passerini. Na mocy dekretu wydanego przez rząd obowiązuje surowy zakaz opuszczania tych miejscowości i wjazdu do nich pod groźbą kar finansowych.
Dr Grzesiowski powiedział, że zakazić może się każdy. Najbardziej narażone są jednak osoby starsze lub schorowane. Dlatego najwięcej ofiar śmiertelnych jest wśród osób powyżej 60. roku życia, które nie cieszyły się dobrym zdrowiem. Ekspert dodaje, że na podstawie dotychczasowych obserwacji najmniej podatne na ciężkie zachorowanie są dzieci. Z nie do końca poznanego powodu wirus atakuje je rzadziej (w przypadku grypy jest to ok. 50 proc. zachorowań wśród dorosłych i ok. 50 proc. pośród dzieci). Być może jest to związane ze sposobem wiązania wirusa do receptorów w drogach oddechowych.