Pierwsze opady śniegu nie są jeszcze na tyle intensywne, żeby - tak jak to było na początku roku - sparaliżować drogi. Jednak kierowcy już teraz zastanawiają się, czy znów utkną w gigantycznych zaspach z powodu ostrej zimy. Drogowcy jak zwykle zapewniają, że przygotowali się do walki ze skutkami śnieżyc i nie dadzą się zaskoczyć.

REKLAMA

Jeśli zapału, z jakim drogowcy przygotowują się do zimy, wystarczy także na walkę ze skutkami śnieżyc, nie powinno być źle. Po zeszłorocznych doświadczenich Dyrekcja Dróg Publicznych kupiła nowy sprzęt. Podobno jest go wystarczająco dużo, by przywrócić porządek na głównych trasach.

Są też magazyny na sól, której dyrekcja zamówiła o kilkanaście procent więcej niż w zeszłym roku. Przy drogach będą stawiane specjalne płotki chroniące przed zamieciami.

Naczelnik wydziału dróg Andrzej Makowelski przyznaje jednak, że choćby drogowcy dwoili się i troili, to lata z zimy nie uczynią: Nasza działalność jest w jakimś stopniu walką z przyrodą. A z przyrodą jeszcze nikt nie wygrał. W pewnych okolicznościach drogi muszą być nawet zamykane.

Walka z żywiołem jest rzeczywiście trudna, ale dobrze zaplanowana może być skuteczniejsza. Ostatnia zima pokazała, że jest to najsłabsze ogniwo antypoślizgowego łańcucha. Zdarzało się, że pługi i solarki, zamiast pracować, stały na parkingach, bo lokalni decydenci spali, nie widząc nocnych śnieżyc. Oby, zmęczeni przygotowaniami, nie przespali także pierwszego ataku tegorocznej zimy.

Foto: Archiwum RMF

09:10