Gdy widzisz, że komuś ze współpracowników powinęła się noga, szczerze mu współczujesz czy raczej uśmiechasz się w duchu? Holenderscy naukowcy tłumaczą w czasopiśmie "Cognition and Emotion", dlaczego w pierwszej chwili tak często cieszymy się z porażek innych, mimo że nam samym trudno te uczucia usprawiedliwić.
Psycholodzy z Uniwersytetu w Lejdzie twierdzą, że to dość naturalna reakcja. A jej przyczyna jest prosta - chęć poprawy własnego samopoczucia. W prowadzonych przez nich badaniach uczestniczyło 40 studentek i 30 studentów. Opowiadano im o sukcesach innego młodego człowieka. Kluczowym momentem eksperymentu była informacja o niepowodzeniu tej osoby. Po niej badani mieli dokładnie opisać swoje uczucia.
Wszystkich uczestników testu badano wcześniej pod kątem pewności siebie i samooceny. Okazało się, że ci, którzy sami nie czują się pewnie, najczęściej uznają sukcesy innych za zagrożenie i rzeczywiście odczuwają największą satysfakcję z cudzego niepowodzenia.
Badacze zauważyli przy okazji, że bez względu na samoocenę, to poczucie "zagrożenia" sukcesami innych najczęściej prowadzi do odczuwania schadenfreude.
Psycholodzy postanowili potem sprawdzić, co stanie się, gdy część badanych zyska nieco pewności siebie. Niektórym osobom mówili, że ich obserwacje są szczególnie cenne dla wyników ich badań. Powtórne testy wykazały, że te osoby odczuwały nieco mniejszą satysfakcję z niepowodzenia bohatera eksperymentu.
Holendrzy nie twierdzą, że koniecznie musimy się tych emocji wstydzić. Ich zdaniem, jeśli po chwilowej satysfakcji, zaczynamy jednak szczerze współczuć osobie, której szczęście nie dopisało, nie jest z nami jeszcze tak źle. To całkowity brak współczucia byłby niepokojącym sygnałem.