"Jest według mnie, po tych pierwszych testach, które zrobiłem na kilku różnych próbnych pytaniach, troszkę gorszy od ChataGPT" - tak o Bardzie, czyli nowej sztucznej inteligencji od Google'a, powiedział w internetowym Radiu RMF24 Piotr Mieczkowski, ekspert w dziedzinie nowych technologii, dyrektor zarządzający Digital Poland. Gość Tomasza Weryńskiego przypomniał, że "Google miał pewne problemy z jego (Barda - red.) uruchomieniem". Ekspert mówił w RMF24 również m.in. o tym, jak działa sztuczna inteligencja i jak wpływa oraz wpłynie na rynek pracy.
13 lipca swoją premierę w Polsce miała udostępniona przez Google usługa Bard - duży model językowy, który może stanowić konkurencję dla popularnego Chat GPT.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Dziennikarz RMF FM Tomasz Weryński zapytał swojego rozmówcę o cechy obu chatbotów - Barda i ChataGPT.
Bard na pewno nie jest tak zły, jak się spodziewałem, bo początkowo - przypomnę - Google miał pewne problemy z jego uruchomieniem. Jeszcze w lutym tego roku, co skutkowało spadkiem jego akcji na giełdzie w Stanach Zjednoczonych - powiedział Piotr Mieczkowski, ekspert w dziedzinie nowych technologii, dyrektor zarządzający Digital Poland.
Jest według mnie, po tych pierwszych testach, które zrobiłem na kilku różnych próbnych pytaniach, troszkę gorszy od ChataGPT, no i widzę, że ma zablokowane pewne rzeczy - według mnie słusznie, pozwalające na przykład generować komunikaty phishingowe czy próbujące wyłudzić pewne informacje - podkreślił gość internetowego Radia RMF24.
Co Barda odróżnia od ChataGPT? Przede wszystkim odróżnia go to, że był przygotowany na modelach z 2017 roku - mówił Piotr Mieczkowski.
Jak zaznaczył, "Google porozumiał się z Urzędem Ochrony Danych Osobowych w Irlandii, stąd w końcu Bard został zaimplementowany, według Google'a, w ten sposób, że chroni nasze dane i naszą prywatność".
Podkreślił, że wypracowane przez technologicznego giganta rozwiązania wciąż jednak budzą wątpliwości. Możemy w pewien sposób wyłączyć naszą aktywność w Bardzie. Wtedy nasze dane, nasze konwersacje są przechowywane tylko przez minimum 72 godziny. Natomiast pewne konwersacje, które będą zweryfikowane, czyli potwierdzone, mogą być wykorzystywane do udoskonalania produktu, mogą pozostać nawet do 3 lat - wyjaśniał Mieczkowski.
Wśród tematów rozmowy w RMF24 pojawiła się również kwestia dotycząca sposobu działania sztucznej inteligencji. Jak wyjaśnia Piotr Mieczkowski, AI nie jest technologią, którą znamy z hollywoodzkich produkcji.
Nieważne z jakiego komunikatora, czatu czy generatywnej AI korzystamy, pamiętajmy, że to nie jest tak naprawdę jakaś niesamowita inteligencja. Upraszczając, to jest ciągle statystyka. Polega to na tym, że algorytmy pobrały biliony tak naprawdę informacji z internetu. Następnie na bazie konkretnego zapytania poszukują kolejnych słów, które najlepiej pasują do naszego pytania. Chodzi mi o to, że tam nie ma tak naprawdę takiej inteligencji, jak wielu by sobie wyobrażało, że mamy przed sobą jakieś inteligentne roboty. To jest ciągle statystyka. To znaczy na bazie pewnych słów wejściowych przewidujemy słowa wyjściowe. Co znaczy, że te komunikatory mogą się mylić - tłumaczy.
Ekspert podkreśla, że wprowadzanie technologii powiązanych ze sztuczną inteligencją będzie przede wszystkim służyło przyśpieszeniu i ułatwieniu naszej pracy.
Mamy do czynienia z tzw. demokratyzacją IT. Polega to na tym, że osoby z mniejszą liczbą kompetencji cyfrowych mogą poczuć się swobodniej w danym zawodzie. Kiedyś na przykład graficy korzystali z Photoshopa, bardzo profesjonalnego narzędzia. Teraz wielu może korzystać przykładowo z Canvy, takiego bardziej amatorskiego rozwiązania, co powoduje, że nie-graficy mogą odnaleźć się w zawodzie. Generatywna sztuczna inteligencja sprawi, że więcej osób będzie mogło odnaleźć się w różnych zawodach, więc będziemy mogli coraz bardziej po nich skakać. I to jest akurat dobra rzecz - wyjaśniał.
Gość zauważa jednak, że nie dla wszystkich te zmiany będą tak korzystne.
Jak mówi, "osobom, które startują w zawodzie, może być ciężej się odnaleźć". Dlatego, że osoby dopiero startujące będzie można łatwiej zastąpić. Bo bardzo często studenci, te osoby wchodzące na rynek pracy, dopiero nabywały umiejętności i często musieliśmy spędzić sporo czasu, aby je tych kompetencji nauczyć. Te proste zadania pewnie będzie przejmowała sztuczna inteligencja, a w cenie coraz bardziej będą tak zwani seniorzy, czyli osoby, które spędziły wiele lat w branży - zaznacza.
Mieczkowski sądzi jednak, że z polskiej perspektywy nie powinniśmy mieć obaw o rynek pracy.
Nie obawiałbym się tutaj o rynek pracy, dlatego że my akurat jesteśmy krajem, który się wyludnia i (...) jeśli Polacy nie będą lub np. rząd nie będzie chciał być otwarty na imigrację, to jedynym wyjściem jest automatyzacja (...). Ona przy kurczącej się liczbie pracowników będzie pomagała nam załatać tę dziurę i pewnie utrzyma koszty w ryzach - wyjaśnia.
Opracowanie: Dorota Hilger