"Kiedy wcześniej mówiliśmy o kosmicznym robocie zasilanym atomowo, wyposażonym w działka laserowe, to myśleliśmy o gwiezdnych wojnach, dzisiaj mówimy tak o robocie NASA" - mówi o sondzie Curiosity, która wylądowała dziś na Marsie, Karol Wójcicki z warszawskiego Centrum Nauki Kopernik. W rozmowie z reporterem RMF FM zaznacza, że naukowców z USA najbardziej będą interesowały badania geologiczne, które przeprowadzi łazik. "On ma dużo instrumentów pomiarowych - bierze chwytakiem próbkę, zeskrobuje albo wydrąża, i bierze do swojego pojemniczka, a później analizuje jak" - tłumaczu z kolei dr Weronika Śliwa w rozmowie z naszym dziennikarzem.
Krzysztof Berenda: Czego dokonaliśmy jako ludzkość przed chwilą?
Karol Wójcicki z Centum Nauki Kopernik: Wylądowaliśmy na Marsie po raz kolejny w sposób spektakularny - w taki sposób, w jaki do tej pory się to jeszcze nie udało. Łazik wszedł w atmosferę marsjańską z prędkością 21 000 km/h i musiał zwolnić prawie do zera, zaledwie w ciągu kilku minut. Został zastosowany specjalny nowatorski system lądowania, tzw. system "sky crane". Po odrzuceniu od spadochronu platformy rakietowej, ta platforma zawisła zaledwie kilkanaście metrów nad powierzchnią Marsa i następnie na linach łazik został opuszczony z prędkością względnie małą - 40 cm na sekundę - na powierzchnię Czerwonej Planety. Krótko po 7:30 otrzymaliśmy sygnał z Pasadeny, z Kalifornii o tym, że łazik bezpiecznie wylądował, nadaje silny sygnał, a chwilę później otrzymaliśmy pierwsze zdjęcia z powierzchni Marsa, tak więc jest to wielki sukces.
Czego się możemy teraz spodziewać przez te 98 tygodni?
Na początku niewiele, przez blisko miesiąc łazik pozostanie tam, gdzie się znajduje, będzie właściwie się rozgrzewał do dalszego działania, będą uruchamiane kolejne systemy, sprawdzana będzie ich sprawność, a później łazik rozpocznie swoją podróż w kierunku stoku góry, która znajduje się we wnętrzu krateru Gale. Ta góra ma bardzo stromy stok, odsłania poszczególne warstwy geologiczne, świadczące o przeszłości Czerwonej Planety i to one będą właśnie głównie interesowały naukowców z NASA.
To nie jest pierwszy łazik, który jest na Marsie. Czym on się różni od wcześniejszych?
To jest czwarty łazik, który na Marsie ląduje, pierwszy był Pathfinder w 1997 roku, potem w 2004 dwie bliźniacze sondy Spirit i Opportunity, jednak Curiosity jest do nich nieporównywalny, jest zdecydowanie większy, ma ponad 2 metry wysokości, waży prawie tonę, 75 kg to sama aparatura naukowa, no i z pewnością przyniesie też wiele ciekawych informacji. Łazik nie ma paneli słonecznych, tak jak poprzednie sondy, jest zasilany rozpadem plutonu, który nadaje mu energię elektryczną i w ten sposób łazik będzie miał energię do pracy, do przemieszczania się, do działania urządzeń. Miejmy nadzieję, że on będzie kontynuował dzieło, które podjęły wcześniejsze łaziki, czyli poznanie warunków panujących na Czerwonej Planecie, poszukiwanie odpowiedzi na to, czy woda tam istniała, a co za tym idzie, czy być może, gdzieś w zakamarkach Czerwonej Planety będzie istniało, bądź w dalszym ciągu istnieje życie.
Czy dzisiaj tak naprawdę zrealizowaliśmy kolejny fragment filmu science-fiction?
Trochę tak. Dlatego, że kiedy wcześniej mówiliśmy o kosmicznym robocie zasilanym atomowo, wyposażonym w działka laserowe, to myśleliśmy o gwiezdnych wojnach, dzisiaj mówimy tak o robocie NASA, który faktycznie jest zasilany w pewien sposób atomowo, to jest duże uproszczenie, ale ma również na pokładzie działko laserowe, którym będzie strzelał do skał, będzie topił je, a opary będą badane przez specjalny spektrometr, który został wyprodukowany zresztą tutaj w Polsce, w Ożarowie Mazowieckim, więc mamy tutaj również swój wkład w badanie tej planety.
A jaki jest plan minimum i plan maksimum na tę misję, co można osiągnąć, co trzeba osiągnąć?
No pewnie plan minimum jest taki, że sonda będzie w stanie zbadać swoje najbliższe otoczenie, to już prawdopodobnie się uda, dlatego że sonda wylądowała, jest w stanie nadawać sygnały, jest w stanie rozglądać się, jeszcze zobaczymy, jak działają poszczególne systemy badawcze. Plan maksimum trudno określić. Patrząc na poprzednie sukcesy łazików marsjańskich, one były planowane na 3 miesiące, jeden z nich działa ósmy rok, chociaż już oba są uziemione. Można spodziewać się, że również Curiosity trudno narzucić tę górną granicę, pewnie tak długo jak on tylko będzie w stanie, będzie przez naukowców wyeksploatowany.
Krzysztof Berenda: Mamy wakacje, jest szósta, siódma rano. Co tutaj robią ci wszyscy ludzie, małe dzieciaki? Jest jakaś taka magia w tym Marsie. O co w tym chodzi?
Dr Weronika Śliwa: Jest w nim coś niesamowitego. Myślę, że może troszeczkę wynika to z tego, że na YouTube były dostępne symulacje lądowania i pokazywałam je wielu osobom, dlatego, że one faktycznie są niesłychane. Pierwsza reakcja każdego była: "To się nie może udać!". Myślę, że to, że my tak strasznie chcieliśmy, by łazik wylądował, a także chcieliśmy się przekonać, czy to możliwe. Czy tak trudna operacja, naprawdę taki szczyt technologicznych osiągnięć ludzkości pod niektórymi względami, ma szanse powodzenia.
Czego szukamy na Marsie? Co moglibyśmy znaleźć, co byłoby takim maksimum, które moglibyśmy osiągnąć tą misją i maszyną?
Myślę, że plan maksimum to odnalezienie żywych mikroorganizmów. Wydaje się, że nie jest to wykluczone - tyle można tak bardzo ostrożnie powiedzieć. A wersji nie-delux chcemy odnaleźć ślad, że życie kiedyś istniało. Że kiedyś choćby powstało. W tej chwili Mars nie jest planetą perfekcyjną dla rozwoju życia, chociaż wydaje się, że ziemskie organizmy miałyby na nim w tej chwili szansę. Ale czy te marsjańskie powstały, czy przetrwały? To właśnie Curiosity może zobaczyć.
Łazik nie wylądował w przypadkowym miejscu, bo to jest taki przekrój tej planety?
Łazik wylądował w kraterze Gale, który ma skomplikowaną historię geologiczną. Wydaje się, że kiedyś, po powstaniu (ma długość prawie 5 km) został on najpierw wypełniony przez osady marsjańskie, a potem z powrotem zerodowany, czyli to zostało wyrzucone z niego i została tylko na środku góra - Eolis Mos. I ta góra prawdopodobnie zbudowana jest z kolejnych warstw, z których każda powstała w innym momencie historii Marsa. Zamiast kopać 5-kilometrową studnię i badać co jest na jej kolejnych poziomach, możemy po prostu zbadać tę górę i zobaczyć, co i kiedy się działo. To dlatego to lądowanie było takie skomplikowane, tak wydawało się niemożliwe, bo zależało nam, by mogło ono być tam, w pobliżu góry, a żebyśmy się np. o tą górę nie rozwalili. Innymi słowy, żeby można było dobrze sterować.
Jak Curiosity będzie badać tę górę? Będzie badał próbki, robił zdjęcia, sprawdzał temperaturę?
Będzie robił wszystkie te rzeczy. Będzie brał próbki. Curiosity ma też taką nazwę oficjalną - Mars Science Laboratory. Czyli rzeczywiście on ma dużo instrumentów pomiarowych, zarówno takich, że bierze chwytakiem próbkę, zeskrobuje albo wydrąża i bierze do swojego pojemniczka i analizuje, tak jak laboratorium wewnątrz. Ma np. takie urządzenie, że jeśli znalazłby coś bardzo fajnego, a niedostępnego, ma laser, który z odległości 7 metrów jest w stanie odparować skałę. I on, za pomocą spektrometrów ogląda te pary, które się uniosły i bada, z czego to jest zbudowane. Oczywiście, o zdjęciach nie ma co wspominać - będą zdjęcia w różnych zakresach światła widzialnego, w ultrafiolecie, ale chyba najfajniejsze to są takie laboratoryjne pomiary na terenie łazika.
Skora dzisiaj jest już taka euforia, to czy na jej fali można mówić, kiedy ludzka stopa stanie na Marsie?
Powiem tak: odpowiedź na to pytanie nie zmieniła się od lat 60. ubiegłego wieku i brzmi "za 30 lat".