Nie żyje Anna Wójtowicz, członkini pierwszego składu zespołu Anawa i „prześliczna wiolonczelistka” z piosenki Skaldów. Jak donosi „Gazeta Krakowska”, Wójtowicz zmarła w środę w wyniku rozległego udaru. Miała 73 lata.
Anna Wójtowicz urodziła się w 1948 roku. Gry na wiolonczeli uczyła się w średniej szkole muzycznej, skąd - jak przypomina "Gazeta Krakowska" - trafiła do zespołu Anawa. Przez przypadek.
"Kiedy ustaliłem z Markiem Grechutą, że zakładamy zespół Anawa, Marek poszedł do krakowskiej szkoły muzycznej, aby... szukać muzyków. Od razu, kiedy tam wszedł, trafił na chudego rudzielca. ‘Znasz kogoś, kto gra na skrzypcach i chciałby grać w zespole?’ - zapytał go Marek. ‘Tak - ja gram na skrzypcach i chętnie do was dołączę’ - odparł rudzielec. ‘A nie znasz kogoś, kto gra na wiolonczeli?’ - dopytał Marek. ‘Zaraz kogoś przyprowadzę’ - odparł chłopak i po chwili zjawił się z piękną dziewczyną o jasnych włosach. Tak do grupy Anawa dołączyli Zbyszek Wodecki i Ania Wójtowicz" - opowiada gazecie Jan Kanty Pawluśkiewicz.
Anna Wójtowicz grała w zespole Anawa przez cztery lata, dała z nim kilkadziesiąt koncertów i zarejestrowała trzy pierwsze płyty.
W czasie jednego z koncertów Anawy zwrócił na nią uwagę Wojciech Młynarski.
"Zainspirowany jej grą i urodą nazwał ją "prześliczną wiolonczelistką" i umieścił w swym tekście do słynnej piosenki Skaldów pod tym samym tytułem z 1968 roku. W ten sposób unieśmiertelnił krakowską instrumentalistkę. Co ciekawe w teledysku do ‘Prześlicznej wiolonczelistki’ w tytułową bohaterkę wcieliła się młoda aktorka Ewa Szykulska. Anna Wójtowicz pojawiła się z kolei w klipie do ‘Nie dokazuj’" - czytamy w artykule "Gazety Krakowskiej".
Dziennik przypomina, że w połowie lat 70. Anna Wójtowicz wycofała się z czynnego życia muzycznego i poświęciła się rodzinie. Wyszła za mąż za brata Jana Kantego-Pawluśkiewicza i doczekała się dwójki dzieci. Córka pary Joanna Pawluśkiewicz jest cenioną scenarzystką i pisarką.
"Zapamiętam Anię poprzez moje pierwsze wrażenie, jakie na mnie zrobiła. Zobaczyłem ją na próbie Anawy. Miała 19 lat, była piękna. Nie zdziwiłem się, że Zbyszek Wodecki właśnie ją protegował. Potem okazało się, że również wspaniale gra. Ostatecznie zostaliśmy rodziną" - podsumowuje w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Jan Kanty-Pawluśkiewicz.