"Z naszego krajobrazu zniknął piękny człowiek" - mówił ksiądz Andrzej Luter, żegnając zmarłego aktora Wojciecha Pszoniaka. Uroczystość pogrzebowa odbyła się w Kościele Środowisk Twórczych w Warszawie. Po mszy św. urna z prochami zmarłego została przewieziona na Powązki Wojskowe.
Uroczystości pogrzebowe wybitnego aktora filmowego i teatralnego rozpoczęła msza św. w Kościele Środowisk Twórczych na warszawskim Placu Teatralnym.
Podczas nabożeństwa zmarłego wspominał m.in. aktor Olgierd Łukaszewicz, który studiował z Wojciechem Pszoniakiem w krakowskiej PWST. Wojtek - cztery lata starszy ode mnie - dla mnie był jak brat, mistrz, przewodnik przez całe życie, przyjaciel - zaznaczył.
Dodał, że Wojciech Pszoniak od początku przewyższał innych studentów znajomością warsztatu aktorskiego. Pozostawaliśmy pod wrażeniem jego osobowości. Miał tyle ważnych doświadczeń życiowych za sobą, że od razu stał się dla nas autorytetem. Domagał się prawdy scenicznej (...). Wyrażał ją z łatwością, na wiele sposobów. Kreśląc realistyczne portrety lub też kierując się wyobraźnią, tworzył postacie zaskakujące ekspresją, energią, skojarzeniami czy po prostu dowcipem. Jego interpretacje stawały się kluczem do rozumienia sytuacji scenicznej, stylu czy wreszcie idei utworu. Nie odtwarzał literatury. Sam był żywym teatrem. Ciało było mu posłuszne, żyło tą muzyką, tym rytmem, który intuicyjnie dobierał do postaci odkrywanej na próbach - zwrócił uwagę aktor.
Łukaszewicz podkreślił, że wraz z odejściem przyjaciela usunął mu się spod nóg "istotny fragment fundamentu intymnego świata młodości, bo oto odszedł partner do rozmów o tym, co najważniejsze w poszukiwaniu sensu bycia aktorem, a także bycia obywatelem, któremu Polska, Europa i świat nie są obojętne".
Namiętnie zwalczał ujawniający się ze szczególną siłą dzisiaj tu prowincjonalizm, tj. wąskie zapatrzenie w nacjonalistyczne ego. Przy nim patos i ironia szybko splatały się ze sobą. Były świadectwem jego mieniącego się zaangażowania w życie, jego inteligencji. Wojtku, bardzo mi będzie Ciebie brak - powiedział.
Wojciech Pszoniak urodził się 2 maja 1942 r. we Lwowie, a dorastał w Gliwicach. Był absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, aktorem teatrów: Starego w Krakowie (1968-72) oraz Narodowego (1972-74) i Powszechnego w Warszawie (1974-80). W Starym zadebiutował w "Klątwie" Stanisława Wyspiańskiego reżyserowanej przez Konrada Swinarskiego (1968).
Drzwi do międzynarodowej kariery otworzyła mu rola Moryca Welta w filmie "Ziemia obiecana" Andrzeja Wajdy. Wystąpił także w innych jego filmach - "Wesele", "Piłat i inni", "Danton", "Korczak" oraz "Wielki tydzień". Występował też w Kabarecie pod Egidą.
W latach 80. Pszoniak wyjechał do Paryża, gdzie zaczął występować w teatrach m.in. w Nanterre oraz w Paryżu - Montparnasse i Chaillot. W Nanterre zagrał w sztuce "Ludzie nierozumni są na wymarciu" w reżyserii Claude'a Regy, w której występowali razem z Gerardem Depardieu i Danielem Olbrychskim. W tym samym teatrze grał w "Onych" Witkacego w reżyserii Wajdy.
W 2008 r. został odznaczony francuskim Oficerskim Orderem Zasługi za "wkład w rozwój stosunków polsko-francuskich w dziedzinie kultury", a dziesięć lat później został komandorem orderu Arts et Lettres. W 2007 r. został uhonorowany Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", a w 2011 r. odznaczono go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Wystąpił w około 100 filmach. W Polsce w ostatnich dwóch dekadach zagrał m.in. Władysława Gomułkę w filmie "Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł", opowiadającym o masakrze robotników w Gdyni w 1970 r. Wystąpił również w "Bitwie Warszawskiej 1920" Jerzego Hoffmana oraz filmach "Mniejsze zło" Janusza Morgensterna, "Mała Matura 1947" i "Excentrycy czyli po słonecznej stronie ulicy" Janusza Majewskiego, "Carte blanche" Jacka Lusińskiego.
Zmarł 19 października po długiej chorobie. Miał 78 lat.