Nie uczcie się historii z seriali telewizyjnych - apelują brytyjscy krytycy filmowi. Na Netflixie ukazała się druga część ostatniego sezonu serialu "The Crown" - poświęconego brytyjskiej rodzinie królewskiej. Znalazł się w nim epizod, który na pewno nie miał miejsca.
Chodzi o scenę, w której księżna Diana rozmawia z przyszłą żoną jej starszego syna, Williama, młodą Kate Middleton. Wiemy ponad wszelką wątpliwość, że obie panie nigdy się nie spotkały i nie są to przypuszczenia, lecz fakt potwierdzony przez samą księżną Catherine.
"Ja widzę przed sobą jedynie scenariusz, więc uruchamiam instynkt aktorski" - mówi Meg Bellamy, która na ekranie wciela się postać Kate. Tak do dramaturgicznych nadużyć podchodzą aktorzy. Krytycy zauważają, ze najbezpieczniej traktować cały serial "The Crown" jako fikcję artystyczną. Wówczas wyobraźnia scenarzysty nie staje się faktem.
Scenarzystą "The Crown" jest Peter Morgan, który wsławił się wieloma uznanymi przez krytyków inscenizacjami teatralnymi i filmami - między innymi "The Audience" - opowiadający o spotkaniach na przestrzeni lat królowej Elżbiety II na audiencjach z kilkunastoma premierami Wielkiej Brytanii. Ponieważ treść tych rozmów zawsze okryta była ścisłą tajemnicą, w tym przypadku mamy do czynienia wyłącznie z efektem wyobraźni scenarzysty.
W wielu sezonach "The Crown" miejscami jest podobnie. Scenarzysty nie było w rozgrywających się w komnatach Pałacu Buckingham intymnych sytuacjach. Nie wiadomo, o czym rozmawiała księżna Diana ze swoimi synami niedługo przed swoją tragiczną śmiercią, a taka scena także znalazła się w ostatnim sezonie serialu.
Jak zaznaczają obserwatorzy, fakty historyczne tworzą w "The Crown" zaledwie szkielet, na którym rośnie tkanka artystycznej wyobraźni, którą ogranicza jedynie poczucie przyzwoitości i taktu scenarzysty.