Najbardziej zapracowany polski muzyk. Komponuje, uczy, gra. Jazzman w filharmonii, od dawna łączący muzyczne gatunki i muzycznych bohaterów. Jest w prestiżowym gronie nominowanych do Grammy Awards 2014. Jego album "Night in Calisia" otrzymał nominację w kategorii Najlepszy Album Dużego Zespołu Jazzowego. To pierwsza nominacja dla polskiego jazzmana w historii "muzycznych Oscarów". W nagraniu udział wzięli Włodek Pawlik Trio, znakomity amerykański trębacz Randy Brecker oraz Orkiestra Filharmonii Kaliskiej pod dyrekcją Adama Klocka. Ceremonia rozdania nagród Grammy już 26 stycznia.
Magda Miśka-Jackowska, RMF Classic: Jedzie Pan na galę rozdania Grammy do Los Angeles?
Włodek Pawlik: Tak, jadę. Jedziemy razem z żoną, która jest producentem tej płyty. To jest nasz wspólny sukces.
Komponuje Pan i nagrywa muzykę filmową, uczy młodych muzyków, występuje ze swoim Włodek Pawlik Trio, improwizuje. Można Pana spotkać i w filharmonii, i w jazzowym klubie. Ostatnio po raz drugi nagrał Pan na fortepian solo najpiękniejsze polskie kolędy. Sporo tego. Jest Pan teraz chyba najbardziej zapracowanym muzykiem w kraju.
Przepracowanie nie służy zdrowiu. Ale jeśli to jest praca, która motywuje do działania i sprawia przyjemność, to super.
Czy to dobrze? Chyba nie... (śmiech). Na pewno są powody do zazdrości wśród muzyków. Poza tym, przepracowanie nie służy zdrowiu. Ale jeśli to jest praca, która motywuje do działania i sprawia przyjemność, to super. Powiem Pani, tak między nami, właściwie robię tylko to, co chcę.
Płyta "Night in Calisia" ukazała się rok temu. Muzykę skomponował Pan z okazji 1850-lecia Kalisza. Ale ten polski kontekst doskonale zabrzmiał poza krajem. Płytę grają największe amerykańskie jazzowe rozgłośnie radiowe. Jak bardzo trzeba poznać miasto, aby zadedykować mu muzykę?
To miasto ma w sobie jakąś magię. Kalisz jest miastem z bardzo bogatą historią, sięgającą jeszcze czasów antycznych. To miasto miałem w sobie i historię miałem w sobie. To było miejsce, gdzie na bursztynowym szlaku zatrzymywali się kupcy, dążąc do Morza Północnego. To otworzyło mi drzwi do wyobraźni. Wyobraziłem sobie, że jestem jednym z tych kupców rzymskich. I że mam taką jedną noc w Kaliszu. Taki przystanek z całą karawaną.
26 stycznia rozdanie nagród Grammy. Podglądał pan konkurencję?
Myślę sobie: chwilo, trwaj. Słuchanie zostawię sobie na później.
W mojej kategorii konkurencja jest dość mała. To tylko pięć płyt. W jazzie jest w sumie 20 albumów. To jest totalna selekcja. Na całym świecie wyszło kilkadziesiąt tysięcy płyt jazzowych. Widzę tu nazwisko Joe Lovano. Wiadomo, że to jest jedna z najważniejszych postaci w światowym jazzie. Widzę amerykański big band, który obecnie jest uważany za najlepszy Stanach Zjednoczonych. Ale ja tych płyt nie znam. I nie muszę ich znać. Daję sobie przyjemność trwania tej szczęśliwej chwili po ogłoszeniu nominacji. Myślę sobie: chwilo, trwaj. Słuchanie zostawię sobie na później. Zakładam, że to są znakomite płyty, bo nazwiska o tym świadczą.
Mimo wielu muzycznych eksperymentów, nie rozstaje się Pan z najważniejszym dla siebie instrumentem - z fortepianem. Na czym polega ta jego siła?
Fortepian jest królem instrumentów. Można dzięki niemu wydobyć bardzo wiele rzeczy, faktur, brzmień.
Fortepian jest królem instrumentów. Można dzięki niemu wydobyć bardzo wiele rzeczy, faktur, brzmień. Pod warunkiem, że się podejdzie do niego naprawdę poważnie. Całą orkiestrę można wtłoczyć w barwy fortepianu. On ma potężne możliwości. Daje mi taką cudowną umiejętność zatapiania się, wydobywania melodii. Ma niespotykane wśród innych instrumentów możliwości. Choćby skala - od dźwięków basowych do dyszkantu. I stąd też moja fascynacja tym instrumentem. Fortepian ciągle ma dla mnie tajemnicę i ciągle jest jakby wyzwaniem. Narkotykiem.
Co przyniesie Panu 2014 rok?
Około marca chyba wejdziemy do studia
Chciałbym nagrać w końcu płytę i pojechać w trasę z moim trio jazzowym. Nasza ostatnia płyta to był rok 2006 i od tego czasu inne przedsięwzięcia wyparły tę naszą działalność. Dobrze mi się gra w trio. Te nasze pomysły są chyba najbliższe mojemu jazzowemu rozumieniu improwizacji. To, co się wytwarza pomiędzy nami podczas grania, jest bardzo oryginalne. Nie ma podziału na solistę i akompaniujących. Ktoś cały czas coś dopowiada, improwizuje. Chciałem do tego wrócić. Mam już pomysł na tę płytę. Około marca chyba wejdziemy do studia.
Z Włodkiem Pawlikiem rozmawia Magda Miśka-Jackowska z RMF Classic.