W krakowskim kościele św. Piotra i Pawła odprawiono we wtorek nabożeństwo żałobne w intencji Sławomira Mrożka. Urna z prochami pisarza trafiła do krypty w podziemiach kościoła. "Był polskim Sokratesem, który kąsał naszą głupotę" - wspominał autora "Tanga" o. Jan Andrzej Kłoczowski.
Tyle nagadałeś nam trudnych i prawdziwych rzeczy o nas - kim jesteśmy. Za to chowamy cię w Panteonie Narodowym z czcią. Sam zgotowałeś sobie ten los - powiedział podczas uroczystej mszy pogrzebowej dominikanin o. Jan Andrzej Kłoczowski. Podkreślał, że Mrożek był twórcą osobnym, ale nie można utożsamiać tego stanu z obojętnością. Nosił w sobie i zazdrośnie strzegł tajemnicy swojej wewnętrzności. Odsłaniał się pośrednio, poprzez swoje dzieła. I dlatego winniśmy uszanować jego prawo do osobności - przekonywał.
Kłoczkowski zwrócił uwagę na to, że Mrożek dorastał w czasach realnego socjalizmu, ale nie był przesiąknięty jego ideologią. To realny socjalizm był odwróconą na opak rzeczywistością, światem, którym stał na głowie. Mrożek był wnikliwym obserwatorem tej odwróconej rzeczywistości na opak, pokazywał, do czego prowadziła w codziennych sytuacjach - mówił kaznodzieja. Pamiętamy jego sztuki, jak wychodziliśmy z teatru rozbawieni, zamyśleni, ale także rozgoryczeni, bo prawda boli - dodał.
Kłoczkowski ocenił, że Mrożek nie był pisarzem religijnym w ścisłym sensie tego słowa, ale w swojej twórczości wyrażał tęsknotę za Bogiem. Doświadczył i przemyślał meandry współczesnych dróg na których człowiek szuka... kogo szuka? Czego szuka? Jak to opisać? W jego późnych tekstach pojawia się diagnoza, być może ostra - mówił wprost: to, co cechuje naszą współczesną mentalność, to osłabienie żywotności. Bywa osłabienie z biedy, człowiek traci wiarę w życie, ale także nadmiar tego, co się ma, posiadanie, prowadzi do podobnego rezultatu. Czym to owocuje? Mówi: zanik metafizyczności i tęsknoty-ku. To nie Kościół nas zawiódł, to my zawodzimy samych siebie - opisywał. Młodość to żądanie, aby Bóg się objawił. Cóż za impertynencja. Później wiadomo - Bóg się nie ruszy. Trzeba podejść do niego, zbliżyć się, robi się to bezwiednie a nawet mimowolnie. Nieskończona masa pociąga małe przedmioty... prawo ciążenia. Można nawet myśleć, że wszyscy skończymy w Bogu. Mniej, więcej - cytował fragmenty dziennika pisarza.
Mamy świadomość, iż kończy się dla nas w kulturze pewna epoka. Ona kończy się na raty tak, jak odchodzą wielcy reprezentanci świata kultury. To smutna refleksja. W ciągu niespełna jednej dekady tu w Krakowie zdążyliśmy pożegnać Wisławę Szymborską, Jerzego Nowosielskiego, Jerzego Jarockiego, wcześniej Lema i Miłosza - mówił żegnając Sławomira Mrożka minister kultury Bogdan Zdrojewski. Dziś żegnamy mistrza mądrej groteski (...), pełnej refleksji, niezwykle istotnej - podkreślał.
Zdrojewski przypomniał słowa autora "Tanga" o Witoldzie Gombrowiczu. Prosił, by w obecnej sytuacji odnieść je właśnie do Mrożka. Zwracam się z osobistą prośbą, nie zmieniajcie o nim zdania teraz, kiedy umarł. Jeżeli teraz zmienicie zdanie to będzie znaczyło, że poddajecie się. Co się zmieniło? Tyle tylko, że umarł, a więc czujecie się bezpieczni, nigdy już więcej nie urazi waszej miłości własnej, a więc jeśli nagle, w jednej chwili zmienicie o nim zdanie, to znaczy, że witacie jego śmierć jako swoje wyzwolenie. Jeżeli kogoś bolał, niech ten ktoś pamięta, że ze sobą postępował podobnie. Byliśmy jego pacjentami, niektórzy z nas mają mu to za złe, ale pomyślmy o chirurgu, który sam siebie operuje - cytował szef resortu kultury.
Z żalem wielkim żegnamy go, ale żegnamy go nie na zawsze. Co prawda pożegnało go miasto, ale otworzył przed nim wrota Panteon Narodowy - mówił podczas uroczystego pożegnania pisarza prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. Podkreślał, że losy pisarza są nierozerwalnie związane ze stolicą Małopolski. Był krakowianinem z wyboru, można powiedzieć, wielokrotnego wyboru. Pierwszy raz z tym miastem zetknął się w wieku lat trzech, kiedy ze swoimi rodzicami przybył do Krakowa. Związany był z tym miastem na zawsze - wspominał.Będzie nam dotkliwie brakować twojego krytycznego spojrzenia - przyznała żegnając pisarza Vera Michalski-Hoffmann z Wydawnictwa Literackiego. My wszyscy: twoi wydawcy, przyjaciele, czytelnicy zostaliśmy osamotnieni, odczuwamy wielką pustkę. Żegnamy cię z ogromnym smutkiem. Nikt nam nie zwróci naszych spotkań, dyskusji, które pozostaną w mej pamięci, jako jedne z najważniejszych chwil - mówiła.
Nikt jak on, nie wpłynął tak silnie na nasz sposób widzenia, myślenia i mówienia; wszak mówimy Mrożkiem - stwierdził żegnający autora "Emigrantów" w imieniu środowisk twórczych prezes Związku Artystów Scen Polskich Olgierd Łukaszewicz. Przekłuwacz baniek absurdu - czytany i grywany pod każdą szerokością geograficzną. Dla nas był przede wszystkim czyścicielem złogów pseudo-romantycznego myślenia nad Wisłą. Gorzki humorysta, który ożywił teatr i w którym żyć będzie nadal - dodał.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video