Film „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego jest próbą ukazania naszych narodowych przywar. Niestety według opinii sporej część gdyńskiej publiczności próbą po prostu tandetną.
Pretekstem jest wiejskie wesele. Za mąż wychodzi córka ogrodnika Wojnara, miejscowego bogacza. On zna wszystkich, a wszyscy znają jego. Przesłanie filmu nie grzeszy oryginalnością – nikt nie jest idealny, a za pieniądze można kupić wszystko i każdego. Jednak krytyka naszych narodowych przywar przedstawiona w filmie jest zwyczajnie niesmaczna.
Jedyne, co można pochwalić, to muzyka weselna autorstwa Tymona Tymańskiego. To nie wystarczy, żeby film uznać choćby za przyzwoity.
Ciekawostka dla miłośników i (głównie) miłośniczek Macieja Stuhra: w „Weselu” aktor jest brunetem!