To nie o to idzie żeby mężczyznę zagrać, tylko żeby być tym człowiekiem, którego się gra. Jego świat stał mi się szalenie bliski, a jakim cudem, czy jakim sposobem? Ja nie mam recepty na granie – mówi o swojej roli Nikifora Krystyna Feldman, gość popołudniowych Faktów RMF.
Katarzyna Gramse-Matusiak: Nazywana jest pani królową epizodów, choć mnie najbardziej spodobało się określenie, które jest tytułem pani książki „Krystyna Feldman, albo festiwal 1001 epizodu”. Tym razem nie epizod, ale główna rola – rola męska, rola żeńska. Czy trudno grało się mężczyznę?
Krystyna Feldman: To nie o to idzie żeby mężczyznę zagrać, tylko żeby być tym człowiekiem, którego się gra. Jego świat stał mi się szalenie bliski, a jakim cudem, czy jakim sposobem? Ja nie mam recepty na granie. Każdy indywidualnie do tego podchodzi. Muszę tylko powiedzieć, że nasze współistnienie z reżyserem było tak wspaniałe, tak się rozumieliśmy, tak żeśmy tego Nikifora jakoś wspólnie wiedzieli. To jest reżyser wymagający, ale wspaniały, a przy tym jest przyjazny.
Robert Kalinowski: Proszę powiedzieć czy pani nie czuje się trochę rozczarowana, że przez całe życie była pani mistrzynią epizodu i dopiero teraz zagrała pani wspaniałą, główną rolę?
Krystyna Feldman: Absolutnie się nie czuję rozczarowana i te moje epizody bardzo lubiłam. Coś w tym jest. Ja z filmem pracuję już od tak dawna. Moim pierwszym filmem była „Pamiątka z celulozy” i ja bardzo kochałam te swoje epizody. Każdy epizod przyjmowałam jako nowe wyzwanie. Nie chwaląc się, są ludzie którzy pamiętają mnie sprzed kilkudziesięciu lat i akurat te epizody wryły im się w pamięć. Epizod jest naprawdę trudno zagrać, dlatego że to się trzeba zębami i pazurami rzucić na to i wszystko w tym zawrzeć, a broń boże nie przegrać. I zostać zauważonym.