W szczecińskim Teatrze Polskim premiera! „Alpejskie zorze” - to jedna z najgłośniejszych sztuk austriackiego dramaturga-skandalisty Petera Turriniego.
Na scenie dość niezwykła historia - niby całkiem konkretna, ale liryczna i karykaturalna, subtelna i wulgarna jednocześnie. "Alpejskie zorze" to przejmujące studium ludzkiej samotności ukazane poprzez swoistą „love strory”. Bohaterowie Turriniego genialnie zakładają i zdejmują maski, opowiadając historie swoich lęków, manipulują uczuciami innych. W końcu sami zaczynamy się zastanawiać, co w tym groteskowym dramacie ludzkim jest prawdą a co kłamstwem. Autorem przekładu i jednocześnie reżyserem szczecińskiego spektaklu jest Aleksander Berlin.
Dwa lata po kontrowersyjnej książce "Złość i duma" Oriana Fallaci - znana włoska dziennikarka napisała kolejną książkę, która krytykuje islam. Dziś we Włoszech ukazuje się nowy zbiór przemyśleń Fallaci pt. "Siła rozumu".
Z nowości w księgarniach w Polsce polecam natomiast "Badenheim 1939" Aharona Appelfelda. To opowieść o międzywojennej Austrii, z jej muzyką, cukierniami i pogawędkami bez znaczenia - powierzchowną, lecz i dyskretną elegancją zadowolonego z siebie społeczeństwa w przeddzień Holokaustu. W austriackim kurocie Badenheim, słynącym z dorocznych festiwali muzycznych, sezon 1939 rozpoczyna się jak zawsze. Właściciel miejscowej apteki obserwuje przybycie doktora Pappenheima, animatora festiwalu, do hotelu zjeżdżają stali bywalcy, przedstawiciele żydowskiego zamożnego mieszczaństwa. Jest kwiecień, ludzie w cukierniach jedzą ciastka z truskawkami, po deptaku przechadzają się miejscowe prostytutki. Pierwsze ostrzeżenie to wizyta, jaką składają w aptece inspektorzy wydziału sanitarnego. Wkrótce na murach pojawiają się zarządzenia nakazujące wszystkim Żydom zarejestrować się na wyjazd do Polski. Badenheim zostaje odcięte od świata. Lecz wczasowicze, zda się, nie widzą lub nie chcą widzieć narastającej grozy sytuacji – kłócą się, kochają i plotkują, targują się i narzekają, uporczywie nie dostrzegając nadciągającej katastrofy. Appelfeld opowiada powściągliwie, z ironią i zarazem czułością; misternie zbudowana opowieść posuwa się powoli, małymi krokami, z których każdy potęguje nastrój nieuchronności zagrożenia. Oto historia, lecz historia postrzegana z najbardziej przyziemnego poziomu, co paradoksalnie nadaje książce liryczną urodę, ale także intensyfikuje nadchodzącą tragedię.