"Miał zostać gitarzystą, ale był też bardzo dobrym autorem tekstów piosenek" – tak w rozmowie z RMF FM zmarłego Krzysztofa Krawczyka wspomina jego kolega z zespołu Trubadurzy – Sławomir Kowalewski. "Był mi jak brat. Gdy brat umiera, to nigdy się o nim nie zapomina" - dodał.

REKLAMA

Sławomir Kowalewski wraca myślami do czasów, gdy razem z Krzysztofem Krawczykiem tworzyli repertuar dla powstającej grupy muzycznej. To działo się, gdy byliśmy w Mielnie. Wtedy ja uczyłem go gry na gitarze - opowiada dziennikarce RMF FM Agnieszce Wyderce przyjaciel wokalisty. Był bardzo zdolny pod tym względem i szybko łapał ten instrument. Jego celem było zostać gitarzystą funkcyjnym, czyli tzw. akordowym gitarzystą. Później nabył bardzo dobrą technikę i smak muzyczny, żeby zostać gitarzystą solowym. Tego nie kontynuował (bardzo szkoda), bo wtedy już był bardziej zaabsorbowany mikrofonem niż instrumentem. Ubolewałem nad tym, że odłożył gitarę na bok - przyznaje.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

"Był mi jak brat". Kolega z zespołu Trubadurzy wspomina Krzysztofa Krawczyka

Legendarny zespół Trubadurzy tworzyli: Krzysztof Krawczyk, Sławomir Kowalewski, Marian Lichtman i Jerzy Krzemiński. Grupa łączyła rockowe brzmienie z elementami folkloru, tworząc wyjątkowy styl rhythm and bluesa. Byliśmy niesamowicie zgrani wokalnie - wspomina Sławomir Kowalewski. Parę osób, wtedy starych wyjadaczy, fachowców w branży muzycznej, muzykologów czy recenzentów mówiło, że najlepsze unisono po McCartney’u i Lennonie, to był Krawczyk i Kowalewski. Tak określano nas, 17-letnich chłopców - wspomina.

Krzysztof Krawczyk kilkakrotnie odchodził i wracał do zespołu Trubadurzy. Po raz ostatni zakończył karierę grupową, gdy przed zespołem pojawiła się szansa nagrania płyty w Londynie. Wokalista jednak zdecydował się występować samodzielnie.

Krawczyk występował na scenach nawet w Mongolii, na Alasce i Kubie. Mógł zrobić światową karierę, ale nie miał zaplecza w postaci zamożnego i zdolnego sponsora - żałuje Sławomir Kowalewski. Krzysztof niewątpliwie miał predyspozycje, aby zostać gwiazdą za granicą, ale były też niestety pewne osoby, które chciały, żeby ona został w kraju i tutaj śpiewał. On był jak kura znosząca złote jaja. Oni wszyscy mieli apetyty na to, żeby Krzysztof śpiewał jak najwięcej polskich piosenek, a przecież kariery na świecie nie robi się na polskich piosenkach - tłumaczy.

Mało kto wie, że Krzysztof Krawczyk był autorem tekstów do piosenek. Napisane przez niego utwory często stawały się przebojami i szkoda, że pisał tak mało dla siebie - podkreśla Kowalewski. Krzysztof korzystał z innych autorów. Natomiast inni korzystali z jego świetnej interpretacji, z jego bardzo dobrego głosu, w ogóle z jego podejścia do piosenki. On im tworzył przeboje i automatycznie taki przebój trafiał do jego repertuaru. Czesław Niemen np. pisał piosenki i komponował muzykę tylko dla siebie, a Krzysztof, niestety, promował utwory innych kompozytorów. Napisał jedynie "Parostatek". To łączyło się z jego karierą na Zachodzie, bo była taka propozycja, żeby nagrać płytę w Niemczech Zachodnich. Nie wiem, czy repertuar mu nie odpowiadał, czy ktoś go odciągnął od tego? - zastanawia się kolega Krawczyka z zespołu Trubadurzy.

Kowalewski podkreśla, że Krawczyk bardzo serdecznie traktował kolegów z zespołu Trubadurzy. Gdy się spotykaliśmy, Krzysztof mówił: "wy jesteście moi bracia z piaskownicy". Takie traktowanie działa w dwie strony: to był nasz brat ­ - podsumowuje.