Zbiorowe szaleństwo na Festiwalu Filmowym w Cannes - tłumy fanów oblegały w poniedziałek ze wszystkich stron Pałac Festiwalowy. Wszystko po to, aby przywitać kroczącego po czerwonych schodach Brada Pitta i innych aktorów grających w niecierpliwie oczekiwanym dreszczowcu "Killing them softly".
Brad Pitt otaczany przez ochroniarzy, przez kilkanaście minut rozdawał autografy tłumom fanów tłoczących się wzdłuż bulwaru Croisette, przy którym znajduje się Pałac Festiwalowy. Towarzyszyła temu burza owacji, krzyków i pisków. Miłośnicy kina wchodzili na drzewa i na przyniesione specjalnie drabinki, żeby choćby z daleka zobaczyć hollywoodzkiego gwiazdora. Przed premierowym pokazem amerykański aktor zasugerował, że świat gangsterów pokazany w dreszczowcu "Killing them softly" jest alegorią żądnej zysków finansjery, która doprowadziła do światowego kryzysu.
Zaczęło się od kryzysu toksycznych kredytów w USA i winni ciągle nie zostali ukarani. Światem biznesu rządzą podobne zasady jak światem gangsterów. Ci ostatni zabijają - ale biznes jest równie bezlitosny: ludzie masowo tracą pracę, a ich życie jest niszczone - powiedział Pitt. "Killing them softly" to jeden z najbardziej oczekiwanych filmów na 65. Międzynarodowym Festiwalu w Cannes. Pitt gra mafijnego speca od brudnej roboty. Towarzyszy mu trzech aktorów ze sławnego gangsterskiego serialu "Rodzina Soprano". Wolę zabijać ich łagodnie, strzelając z odległości, nie lubię emocji, zbyt dużo emocji przeszkadza w pracy! - tłumaczy grany przez Brada Pitta Jacky Cogan tropiący trzech bandytów, którzy próbują przechytrzyć mafię. Stany Zjednoczone to nie kraj, to jeden wielki biznes - mówi w pewnym momencie Cogan.
Urodzony w Nowej Zelandii reżyser z polskimi korzeniami Andrew Dominik twierdzi, że chciał pokazać na ekranie znudzonych gangsterów, którzy nie mają wiele wspólnego z sensacyjnymi, hollywoodzkimi superprodukcjami. Tym bardziej, że w filmie mafię dopada kryzys. Twórca sugeruje prowokacyjnie, że ciężkie czasy nastały dla wszystkich - również dla gangsterów. W filmie słychać ciągle m.in. fragmenty przemówień Baracka Obamy o kryzysie finansowo-gospodarczym.
Pojawiło się już jednak kilku faworytów tegorocznej rywalizacji o Złotą Palmę. Wśród filmów, które zrobiły dotąd największe wrażenie na festiwalowej publiczności, jest przede wszystkim dramat "Miłość" Austriaka Micheala Heneke, który jest już weteranem bitw o canneńskie laury. 11 lat temu dostał Grand Prix Jury za "Pianistkę", 7 lat temu nagrodę dla najlepszego reżysera za "Ukryte" - i w końcu trzy lata temu Złotą Palmę za "Białą Wstążkę". Zdobył więc już w Cannes prawie wszystko, ale konkursowa rywalizacja go nie nudzi. Tym razem stanął w szranki prezentując dramat "Miłość" o uczuciu łączącym dwoje 80-dziesięciolatków. W filmie tym pojawia się m.in. temat postępującej choroby, cierpienia i eutanazji.
Innym mistrzem europejskiego kina, który powrócił w tym roku do Cannes jest Włoch Matteo Garrone, który zdobył już również w przeszłości Gran Prix Jury za głośny dramat "Gomorra" o włoskiej mafii. Teraz o Złotą Palme walczy jego nowy film "Reality" - ostra krytyka współczesnej telewizji, która bardzo podobała się wielu recenzentom. Pochwały otrzymał również odtwórca głównej roli Aniello Arena. Jedyny problem polega na tym, że jeżeli dostanie on nagrodę dla najlepszego aktora, to niestety nie będzie jej mógł odebrać osobiście. Od 18 lat znajduje się bowiem za kratkami. W czasie kręcenia filmu otrzymywał codziennie przepustkę, by pojawić się na planie zdjęciowym - każdego wieczoru musiał wracać do swojej celi. Ekipa filmowa nie chciała powiedzieć za co został skazany na długi pobyt w więzieniu. Wiadomo tylko jedno - aktor-więzień nie otrzymał pozwolenia, by zjawić się na czerwonych schodach Pałacu Festiwalowego w Cannes.
Wielkie wrażenie na wielu festiwalowych gościach zrobił też melodramat "Kości i rdza" . W tym niezwykle poruszającym filmie Marion Cotillard - nagrodzona wcześniej Oscarem za pamiętną rolę Edith Piaf - gra kobietę z amputowanymi nogami, która zakochuje się bokserze z pogranicza społecznego marginesu. Razem walczą z przeciwnościami losu. To bohaterowie epoki kryzysu, w której społeczeństwo staje się coraz bardziej barbarzyńskie, ludzie szukają w koszach ze śmieciami żywności dla dzieci. Całym majątkiem najbiedniejszych jest ich siła fizyczna - ale tej też czasami brakuje - wyjaśnił francuski reżyser Jacques Audiard, znany głównie ze swego poprzedniego, głośnego filmu "Prorok". Całej historii, która rozgrywa się przede wszystkim na Francuskiej Riwierze, a kończy w Warszawie, nie brakuje jednak również optymistycznych czy wręcz radosnych akcentów. Festiwalowi goście są zgodni, że Marion Cotillard raz jeszcze potwierdziła, że ma wprost niezwykły talent aktorski.
Innym faworytem jest dużo lżejszy film "Moonrise Kingdom" ("Krolestwo Wschodzacego Ksiezyca") Amerykanina Wesa Andresona o ucieczce pary zakochanych 12-latków, w którym Bruce Willis gra szefa policji. Ten komediodramat, którego akcja rozgrywa się w latach 60-tych, zachwycił głównie miłośników ekranowych przypowiastek filozoficznych i kina nieco surrealistycznego. Gra w nim cala plejada gwiazd. Oprócz Willisa na ekranie zobaczyć można m.in. Edwarda Nortona, Billa Murraya, Tildę Swinton i Harveya Keitela. Podczas prac nad scenariuszem, Andersonowi pomagał Roman Coppola - syn słynnego reżysera Francisa Forda Coppoli. Do najpopularniejszych filmów Andersona należą "Genialny Klan", "Podwodne życie ze Stevem Zissou" oraz "Fantastyczny Pan Lis". Thierry Fremaux, główny delegat festiwalu w Cannes, przedstawia reżysera jako jedną z wschodzących gwiazd amerykańskiej kinematografii, co po raz kolejny udowodnił swoim najnowszym dziełem. "Moonrise Kingdom" jest w opinii Fremaux świadectwem wolności twórczej, którą reżyser cały czas rozwija.