W Warszawie odbył się w piątek pogrzeb wybitnego aktora filmowego i teatralnego Andrzeja Łapickiego. Zmarłego pożegnała rodzina, przedstawiciele władz, środowisk kulturalnych oraz tłumy warszawiaków.
Uroczystości rozpoczęła msza w kościele św. Karola Boromeusza. Odprawiający ją ks. Adam Boniecki mówił w homilii, że przemija pokolenie aktorów kształtujących naszą kulturę. O Łapickim powiedział, że "był aktorem z chłodnym dystansem". Mówił, że teatr to też sam aktor. Uważał, że po aktorze pozostaje ulotność, świadectwo tych, którzy go oglądali - skomentował.
Minister kultury Bogdan Zdrojewski podkreślił, że Łapicki uprawiał swój zawód przez ponad 60 lat. Powściągliwość, stosowność, adekwatność w jednej osobie. Żegnamy legendarnego Andrzeja Łapickiego, który te cechy uosabiał. Od samego początku (...) był aktorem niezwykle nowoczesnym, współczesnym, klasy światowej. Dziś żegnamy go z przekonaniem, że postaci o tej charakterystyce na pewno nie będzie - stwierdził.
Po mszy urna z prochami aktora spoczęła w grobie rodzinnym. W ostatniej drodze towarzyszyli mu bliscy i przedstawiciele świata kultury - wśród nich Krystyna Janda, Maja Komorowska, Daniel Olbrychski i Artur Żmijewski. Zmarłego pożegnała orkiestra Wojska Polskiego oraz kompania reprezentacyjna, która oddała trzykrotną salwę honorową. Jazzowa orkiestra dęta zagrała standard "When the saints go marching in" z repertuaru Louisa Armstronga.
Jan Englert stwierdził, że Łapicki był "chłopcem do śmierci". Chłopcem świetnie wychowanym, chłopcem, któremu wpojono ideały i który był rozczarowany tym, że ideały, którym poświęcił swoje życie i dla których się realizował, niekoniecznie się sprawdzają. (...) Zawsze był krok przed nami, zawsze był o ten jeden krok lepszy, chcieliśmy być tacy jak on. Uczył w szkole nie tylko zawodu, uczył formy i stylu. Czegoś, co w ostatnich latach pozornie odchodzi w zapomnienie, a za czym w gruncie rzeczy tęsknimy - dodał. Przypomniał też, że 5 września Łapicki miał rozpocząć próby do przedstawienia pt. "Fredraszek". Kochał Fredrę. Z myślą o nim szykowaliśmy przedstawienie. Miał zagrać hrabiego Aleksandra Fredrę, a tak naprawdę miał grać siebie. Miał być sobą mówiącym tekstem Aleksandra Fredry - wyjaśnił aktor. Dzwonił do mnie w ostatnich miesiącach często, pytając, jak się posuwają prace. Nie będę ukrywał, że przemawiam m.in. dlatego, że zobowiązał mnie do tego. W jednej z ostatnich rozmów powiedział mi, że muszę przemówić na jego pogrzebie. - zdradził.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Andrzej Łapicki urodził się 11 listopada 1924 roku w Rydze. Podczas okupacji rozpoczął studia w tajnym Polskim Instytucie Sztuki Teatralnej. Dyplom uzyskał już po wojnie. Na scenie zadebiutował w 1945 roku w krakowskim teatrze im. Juliusza Słowackiego.
Miał w swoim dorobku ponad 100 ról teatralnych oraz kilkadziesiąt telewizyjnych i filmowych. Wielkie filmowe kreacje Łapickiego to m.in. rola w "Piłacie i innych" Andrzeja Wajdy oraz w "Jak daleko stąd, jak blisko" Tadeusza Konwickiego. Łapicki nie po raz pierwszy współpracował z tymi reżyserami - z Konwickim spotkał się już w 1968 roku przy "Salcie", a w 1969 roku zagrał we "Wszystko na sprzedaż" Wajdy. W 1999 roku wykreował postać księdza w "Panu Tadeuszu" Wajdy.
Łapicki dwukrotnie był rektorem stołecznej PWST (1981-1987, 1993-1996); przez wiele lat pełnił funkcję prezesa Związku Artystów Scen Polskich (1989 - 1996), a w latach 1989-1991 był też posłem na Sejm z ramienia "Solidarności". Zmarł 21 lipca w swoim domu w Warszawie. Jak powiedziała jego żona Kamila, odszedł spokojnie, we śnie.