Piosenka "Get Up Stand Up, Stand Up for Your Rights" jest wciąż aktualna - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM laureat Oscara Kevin Macdonald, którego głośny film "Marley" otworzył w poniedziałek wieczorem 52. Krakowski Festiwal Filmowy.
Film "Marley" był przygotowany przez 6 lat. Jego reżyserię zaproponowano najpierw Martinowi Scorsese, a później reżyserowi "Milczenia owiec", Jonathanowi Demme. Dopiero Kevin Macdonald skutecznie pozyskał zaufanie rodziny Marleya. Ziggy Marley, najstarszy syn muzyka, odegrał znaczą rolę przy realizacji filmu.
Robert Kalinowski: Urodziłem się w 1968 roku. Bob Marley i jego muzyka zawsze wiele dla mnie znaczyła. A dla Pana, urodzonego w 1967? Jesteśmy z tej samej generacji.
Kevin Macdonald: Kiedy dorastałem w Szkocji, na szkockiej wsi, jedną z pierwszych płyt jaką kupiłem, był "Uprising" (Powstanie) Boba Marleya z 1980 roku. W tamtym czasie zakup płyty to była wielka rzecz. Kosztowało to trochę. Miałem wtedy 12 lat czy 13 lat. Słyszałem wcześniej muzykę Marleya w radiu. Podobało mi się. I pamiętam to uczucie, gdy posłuchałem płyty. Miała świetne melodie, a jednocześnie przekaz pełen mistycyzmu, głębię, której wtedy nie rozumiałem. To jest pociągające, jak nie do końca rozumiesz, z czym masz do czynienia, ale możesz powiedzieć: "Tak, to do mnie przemawia". W jakiś sposób ten film to próba racjonalizacji tego, co czułem jako młody chłopak.
Myśli Pan, że młoda generacja, młodzi ludzie, którzy dziś słuchają muzyki, mogą zainteresować się Marleyem?
Ludzie cały czas słuchają tej muzyki. Gdziekolwiek pojawiam się z tym filmem od czasu gdy go zrobiłem - Maroko, Tunezja, Brazylia, Ameryka. Prawie wszyscy lubią Boba Marleya. Na Uniwersytetach jest ikoną. Na murach wciąż widać wizerunek Che Guevary i Marleya. To jest fascynujące. Marley wciąż żyje. On wciąż jest trendy. Młodzi ludzie słuchają jego muzyki i tego, co miał do powiedzenia. To muzyka pełna optymizmu, muzyka z pozytywnym przekazem. Ta muzyka ma oczywiście w sobie gniew i polityczny przekaz, ale w ostateczności jest bardzo pozytywna.
Ale dla współczesnego świata to utopia, mam na myśli przekaz o zjednoczeniu wszystkich ludzi...
Ale to wciąż przyciąga ludzi. Muzyka z przesłaniem, że będzie lepiej, że świat będzie lepszy. Jak jesteś nastolatkiem, to wierzysz, że tak się może stać, że stworzysz świat lepszy niż Twoi rodzice.
Ale teraz już nie ma artystów takich jak Marley. Był idealistą jak Lennon i inni, którzy odeszli tak młodo...
I to jest właśnie część jego atrakcyjności. Zmarł młodo jak James Dean czy Marylin Monroe. Nigdy nie musiał się z niczego tłumaczyć. Nie musiał reformować zespołu The Wailers, zamieniać go w komercyjny produkt. Marley zmarł gdy był jeszcze czysty, pełen idealizmu, muzyka i on sam taki jakim go pamiętamy, podtrzymuje tę mitologię. Zrobiłem dwuipółgodzinny dokument nie mogę powiedzieć, że go poznałem, że wiem kim był. Marley wciąż jest tajemnicą.
A czego Pan się dowiedział nowego o Marleyu robiąc ten dokument?
Dwie sprawy wydają mi się najważniejsze. Po pierwsze: Bob był mulatem - miał białego ojca i czarną matkę. Miał do czynienia z rasizmem. Był outsiderem. Był odrzucany ze względu na swoje pochodzenie. To bardzo mocno określało jego tożsamość i jego twórczość. Po drugie: zaskoczeniem dla wielu ludzi było to, że Marley nie był leniwym, karaibskim narkomanem. Był ambitny, pozwalał sobie na kompromisy, po to by osiągnąć to co zamierzał. Był profesjonalistą i wykazywał się zaskakującą przedsiębiorczością. Pracował bardzo ciężko na swój sukces.
A czy Pan wie, że muzyka reagge jest też popularna w Polsce. Mamy swoje zespoły, które grają ten rodzaj muzyki. W latach 80. ubiegłego wieku Marley był inspiracją dla muzyków walczących z komunizmem...
Nie wiedziałem tego, ale to mnie nie zaskakuje. To muzyka wolności w wielu krajach świata. W zeszłym roku w czasie "Arabskiej Wiosny" śpiewano piosenki Marleya. Tak było na przykład w Tunezji, kiedy protestowano przeciwko reżimowi. Hasło Marleya "Get Up Stand Up, Stand Up for Your Rights" jest wciąż aktualne.