"Edi", fabularny debiut Piotra Trzaskalskiego, walczyć będzie o nominację do Oskara, najbardziej prestiżowej nagrody filmowej. Decyzję taką podjęła komisja Ministerstwa Kultury, której przewodniczył Feliks Falk.

Jurorzy warszawskiego festiwalu, uzasadniając przyznaną nagrodę, mówili, iż „Edi” to film prosty, wzruszający, o podstawowych wartościach. W porównaniu z superprodukcjami uznanych twórców, jest to film wręcz skromny. Więcej o filmie

Pomysł filmu, jak wyznaje reżyser i jednocześnie scenarzysta, Piotr Trzaskalski, zrodził się z obserwacji rzeczywistości: Z okna domu mojego przyjaciela, mieszkającego w Łodzi, jest widok na punkt skupu złomu. Tam zobaczyłem totalnie pijanego złomiarza. Pchał wózek wypełniony rynnami. Rynny wypadały, a złomiarz cierpliwie z powrotem pakował je na wózek. Tuż przed bramą punktu skupu złomu stracił przytomność. Stwierdziłem, że to jest już film.

Fabularny debiut młodego reżysera zyskał większe uznanie, niż np. monumentalna „Zemsta”, z nazwiskiem gwiazdy w każdej niemal linijce napisów końcowych. Trudno oczywiście te filmy porównywać – minister kultury, Waldemar Dąbrowski, wręcz się przed tym wzbrania. Jednak werdykt komisji sam w sobie jest już bardzo wymowny.

Dzięki niemu „Edi” zaczyna walkę o nominację do Oskara za film nieanglojęzyczny. Feliks Falk jest przekonany, że film ma szansę podbić serca międzynarodowej publiczności.

Żeby jednak zdobyć przychylność widzów poza naszymi granicami, trzeba wydać dużo pieniędzy na promocję filmu. A tych, tradycyjnie, nie ma.

20:50