Związkowcy pozbawili prądu prezydenta Emmanuela Macrona w czasie wizyty na południu Francji! Prąd został odcięty najpierw na lotnisku w Montpellier, gdzie szef państwa wylądował, a później w pobliskiej szkole, w której spotkał się z nauczycielami i uczniami. Do tych akcji protestacyjnych przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego z 62 do 64 lat przyznali się aktywiści z największej francuskiej centrali związkowej - Powszechnej Konfederacji Pracy.
Najpierw związkowcy z branży energetycznej odcięli prąd na lotnisku w Montpellier. Nie wiadomo jeszcze, jak duża część portu lotniczego została pozbawiona energii elektrycznej. Według dyrekcji lotniska chodziło o kilka bardzo krótkich przerw w dostawach prądu, które nie miały wpływu na rozkład lotów.
Poźniej związkowcy pozbawili prezydenta Emmanuela Macrona prądu w szkole podstawowej w Ganges koło Montpellier, gdzie spotkał się on z nauczycielami i uczniami. Tym razem brak prądu trwał dużo dłużej.
Według francuskich mediów, w obu przypadkach prąd odcięty został prawdopodobnie na odległość - dzięki używanym przez koncerny energetyczne programom informatycznym.
W Ganges policjanci użyli gazu łzawiącego, by - jak tłumaczą - chronić szefa państwa. Nie dopuścili w ten sposób demonstrantów do szkoły, w której prezydent Macron spotkał się z nauczycielami i uczniami. Funkcjonariusze twierdzą, że uczestnicy protestu chcieli obrzucić szefa państwa jajkami.
Policja skonfiskowała również demonstrantom w Ganges megafony i garnki, których chcieli oni użyć do zagłuszania wypowiedzi szefa państwa.
Wczoraj demonstranci przywitali prezydenta Emmanuela Macrona w Alzacji, gdzie odwiedził on jedną z miejscowych fabryk, stukając w garnki, wygwizdując go i obrzucając obelgami.