Julia Nawalna, żona rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego przybyła w lipcu do Kiszyniowa, i jak napisała w mediach społecznościowych stała się rzekomo celem kontroli ze strony mołdawskich służb.

REKLAMA

W cytowanym w piątek przez kiszyniowski portal Stiri wpisie Nawalnej, który zamieściła na Instagramie, opisała ona swoje doświadczenia z nadmiernymi jej zdaniem kontrolami zastosowanymi rzekomo przez mołdawskich urzędników.

Według Nawalnej została ona po przybyciu do punktu kontroli paszportowej poddana drobiazgowej kontroli, a jej paszport został szczegółowo sfotografowany przez policjanta granicznego.

Mam nadzieję, że teraz nie weźmie on pożyczki na moje nazwisko - napisała z ironią Nawalna, sugerując, że stała się celem dochodzenia ze strony mołdawskich służb.

Żona rosyjskiego opozycjonisty napisała, że pod hotelem, w którym się zatrzymała widziała też “mężczyznę z torebką rozmawiającego przez telefon", który następnie miał ją śledzić.

W emocjonalnym wpisie Nawalna stwierdziła, że zlecenie jej śledzenia miała rzekomo wydać prezydent Mołdawii Maia Sandu. Zapytała ją retorycznie: “Dlaczego ja?".

W piątek pałac prezydent Mołdawii wydał oświadczenie, w którym napisano, że właściwym instytucjom nakazano już zbadanie i wyjaśnienie kontroli zastosowanych wobec Nawalnej. Sprecyzowano, że wraz z rosyjską inwazją na Ukrainę po 24 lutego wszyscy obywatele państw WNP, w tym Rosji, podlegają dodatkowym procedurom kontroli przy wjeździe do Mołdawii.

Według portalu Stiri cel wizyty Julii Nawalnej w Mołdawii jest nieznany. Ona sama utrzymuje, że posiada bilet powrotny do Rosji.

Aleksiej Nawalny, który uchodzi za nieformalnego lidera rosyjskiej opozycji, został w marcu br. skazany na 9 lat pobytu w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze za oszustwo i obrazę sądu. Działacz opozycji nie przyznał się do winy, a proces uznał za motywowany politycznie.