W wieku 96 lat w szpitalu w Monachium zmarł były więzień Auschwitz i Dachau Max Mannheimer. Jego głos jako świadka zagłady Żydów w niemieckich obozach koncentracyjnych dobitnie przypominał w Niemczech, gdzie mieszkał, o latach Holokaustu. "Jesteśmy mu winni wdzięczność. Był głosem, który nie pozwalał zapomnieć" - oświadczyła kanclerz Niemiec Angela Merkel w przesłaniu rozpowszechnionym w sobotę przez jej rzecznika na Twitterze.
Merkel podkreśliła też rolę, jaką Mannheimer "odegrał dla pojednania".
Poświęcił znaczną część swego życia walce o to, by nie zapomniano - powiedziała o Mannheimerze kierująca Centrum Pamięci dawnego obozu koncentracyjnego w Dachau Gabriele Hammermann.
Zmarły ekswięzień hitlerowskich obozów koncentracyjnych stal na czele Stowarzyszenia Obozu w Dachau k. Monachium. Przeżył także pobyt w obozach w Theresienstadt i Auschwitz. Stracił niemal całą swą rodzinę.
Swoje wspomnienia zawarł m.in. w książce zatytułowanej "Trzecie życie". Zaczyna je od chwili, gdy 30 kwietnia 1945 roku skrajnie wycieńczony i chory na tyfus doczekał wyzwolenia, kiedy do miasta Tutzing, gdzie się znajdował ze swym młodszym bratem Edgarem weszli amerykańscy żołnierze.
W sierpniu 2013 roku zaprosił kanclerz Merkel do odwiedzenia miejsca pamięci w dawnym obozie, gdy dowiedział się, że będzie uczestniczyła w Dachau w wiecu przedwyborczym. Merkel jako pierwszy szef niemieckiego rządu oddała hołd więźniom pomordowanym przez nazistów w Dachau.
Niemiecka minister kultury Monika Gruetters, wspominając w sobotę Mannheimera, dziękowała zmarłemu za to, ze poświecił życie "temu, aby nie zapomniano nazistowskiego horroru".
Swym świadectwem przyczynił się do tego, iż Niemcy musiały zmierzyć się z jednym z najciemniejszych rozdziałów w swej historii, a także do pojednania Niemców i Żydów na świecie - oświadczyła Gruetters.
APA