Za eksplozjami w Wołgogradzie: na dworcu i w trolejbusie, stoi ta sama grupa - twierdzi rosyjski Komitet Śledczy. W obu przypadkach zaatakowali samobójcy-terroryści. Udało się już zidentyfikować pierwszego zamachowca - to Paweł Pieczenkin, który rok temu przeszedł na islam, był związany z islamskimi rebeliantami w Dagestanie, republice na rosyjskim Północnym Kaukazie.

REKLAMA
Zobacz również:

Pieczenkin po przejściu na islam przybrał imię Ansar Arrusi. W rodzinnej republice pracował jako felczer w pogotowiu ratunkowym.

Wielkonakładowa "Komsomolskaja Prawda" przekazała, że wspólniczką Pieczenkina była 26-letnia Aksana Asłanowa, od lipca 2012 roku ścigana listem gończym za związki z ekstremistami w Dagestanie. Gazeta podała, że była ona koleżanką Naidy Asijałowej, również pochodzącej z Dagestanu młodej kobiety, która 21 października wysadziła się w powietrze w autobusie komunikacji miejskiej w Wołgogradzie. Zginęło wówczas sześć osób, a rannych zostało niemal 50.

"Komsomolskaja Prawda" poinformowała również, że Asłanowa to była żona jednego z dowódców operujących na Północnym Kaukazie islamskich radykałów Amira Walidżanowa. Po jego śmierci jeszcze kilka razy wychodziła za mąż. Wszyscy jej małżonkowie zostali zabici. Prawdopodobnie została wyszkolona na terrorystkę-samobójczynię.

"Oba zamachy są ze sobą związane"

W ciągu doby w dwóch zamachach w Wołgogradzie zginęło 31 osób. Ofiar może być więcej, bo wielu rannych jest w ciężkim stanie.

W obu zamachach użyto bomb tej samej konstrukcji. Zarówno ładunek użyty na dworcu, jak i ten w trolejbusie były naszpikowane odłamkami. W obu bombach są one identyczne. To potwierdza, że oba zamachy są ze sobą związane - powiedział rzecznik Komitetu Śledczego Władimir Markin.

Pojawiają się już głosy krytykujące działania władz. Były generał KGB i Federalnej Służby Bezpieczeństwa, obecnie deputowany Aleksiej Kondaurow wskazuje, że resorty siłowe działają jak w czasach zimnej wojny, według radzieckich wzorców: zajmują się polityką, a nie ochroną obywateli.