O dramacie rodzin marynarzy ze statku „Cemfjord”, który zatonął u wybrzeży Szkocji, pisze środowy "Fakt". "Proszę, nie zaprzestawajcie poszukiwań. Cały czas czuję że mój mąż żyje" – apeluje Katarzyna Orłow, której mąż Jarosław jest I oficerem na statku.
To był jego pierwszy rejs na tej jednostce - wspomina w rozmowie z tabloidem pani Katarzyna. Dodaje, że mąż nie narzekał na swoich towarzyszy. Szczególnie w superlatywach wypowiadał się o kapitanie Pawle, o którym mówił, że zna statek jak własna kieszeń. Nic nie zapowiadało dramatycznych wydarzeń z jakimi miał się zmierzyć statek i jego załoga w pobliżu Szkocji, na styku Atlantyku Północnego i Morza Północnego, w rejonie który słynie z panujących tam ciężkich warunków - czytamy w gazecie.
Kobieta opowiada, że jeszcze w piątek, gdy rozmawiała z mężem, mówił że jest duży sztorm, "a całe morze jest białe od spienionych fał i że czegoś takiego jeszcze nie widział". Żona jednak twierdzi, że marynarz nie był zaniepokojony. W pewnym momencie nasza rozmowa została przerwana, gdy po chwili próbowałam do niego dzwonić już nie mogłam się połączyć - dodaje. Jak przypomina gazeta, na drugi dzień nadeszła informacja, od armatora o dryfującym wywróconym kadłubie statku, na którym pływał pan Jarek.
Cały artykuł znajdziecie w najnowszym wydaniu "Faktu". Tam również przeczytacie:
- Hofman miał święta za pieniądze Sejmu
- Donald Tusk pracował 3 tygodnie i wyjechał na urlop