"Ten kraj jest pogrążony w chaosie; w chaosie dotyczącym szerszego układu politycznego, związanego z dżihadystami, Al-Kaidą, wagnerowcami. Był w zasadzie ostatnim sojusznikiem Zachodu i niestety uległ tym siłom" - tak sytuację w Nigrze na antenie internetowego Radia RMF24 komentował prof. Dominik Kopiński z Uniwersytetu Wrocławskiego. Rozmawiał z nim Tomasz Weryński.
W ubiegłym tygodniu w Nigrze doszło do zamachu stanu, w wyniku którego władzę przejęła junta wojskowa. Na jej czele stanął szef straży prezydenckiej. Armia obecnie przetrzymuje obalonego prezydenta Mohameda Bazouma w jego oficjalnej rezydencji w stolicy kraju. Nowa władza zamknęła granice, zawiesiła działalność instytucji państwowych i wprowadziła godzinę policyjną.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
W ostatnich latach doszło do kilku zamachów stanu w regionie; jest to siódmy pucz w tej części Afryki od 2020 roku. Prof. Dominik Kopiński przestrzega jednak przed pokusą odczytywania wydarzeń z Nigru w ramach tego wzorca. Wskazuje na cechy, które odróżniają ten zamach od innych.
Przede wszystkim Niger ma dość istotne znaczenie w regionie, jeśli chodzi o obecność wojskową. Tam łącznie stacjonuje kilka tysięcy żołnierzy z państw zachodnich - 1500 Francuzów, 1000 Amerykanów. Ta obecność świata zachodniego jest dosyć istotna i była jednym z katalizatorów, które spowodowały, że do tego przewrotu doszło - podkreśla.
Ekspert dodaje, że Niger zalicza się do największych na świecie producentów uranu. Szacuje się, że około 7 proc. energii generowanej we Francji powstaje właśnie dzięki uranowi z Nigru - mówił. Wszystko to - zdaniem gościa internetowego Radia RMF24 - decyduje o specyfice i znaczeniu wydarzeń, do których doszło w tym kraju.
Kraje Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) wystosowały wobec junty ultimatum, zapowiadając sankcje gospodarcze i grożąc użyciem siły, jeżeli do władzy nie powróci obalony prezydent. Po stronie zamachowców opowiedziały się rządy Mali i Burkina Faso, które zadeklarowały, że interwencja zbrojna wobec Nigru byłaby równoznaczna z wypowiedzeniem wojny również im.
Jest to pewien precedens. Tego wcześniej w puczach w Afryce Zachodniej nie widzieliśmy. Nie było tak stanowczego i tak definitywnego komunikatu wysyłanego przez państwa sąsiednie - komentuje prof. Dominik Kopiński.
Gość Tomasza Weryńskiego uważa, że deklaracje Mali i Burkina Faso, w przeciwieństwie do tych ECOWASu, nie są wiarygodne. Wydaje mi się, że to jest blef. To nie są kraje mające ogromny potencjał militarny, który by pozwolił na zrównoważenie sił pochodzących z krajów ugrupowania ECOWAS. Na razie mamy więc taką grę słów, wzajemne straszenie się - mówił.
Podczas protestów odbywających się w nigerskiej stolicy można było nie tylko zobaczyć rosyjskie flagi, ale i usłyszeć prorosyjskie hasła. Komentatorzy wskazują też na zbieżność czasową wystąpienia w Nigrze i szczytu Rosja-Afryka, który odbywał się w Petersburgu.
Gość internetowego Radia RMF24 nie przychyla się jednak do teorii wiążącej nigerską juntę z Rosjanami.
Póki co brakuje dowodów, żeby łączyć te wydarzenia z jakimiś pokątnymi działaniami Rosji czy udziałem wagnerowców. Wprawdzie widzieliśmy flagi Rosji łopoczące na ulicach, ale te flagi łatwo rozdać. Wydaje mi się, że one świadczą raczej o sentymentach antyzachodnich, a nie o nastrojach prorosyjskich - mówi.
W Afryce Zachodniej nastroje antyzachodnie są powszechne. Ba, Afrykańczycy nie ufają państwom Zachodu, czemu trudno się dziwić po wiekach działalności kolonialnej. Szczególnie złą reputację ma Francja, która rządziła również Nigrem.
Aż osiem państw w dziesiątce najbardziej antyzachodnio nastawionych leży w Afryce frankofońskiej. Francja jest szczególnie niepopularna w Sahelu w związku z dekadami prowadzenia polityki neokolonialnej, sprawowania kontroli politycznej, narzucanej w regionie w sposób paternalistyczny. Francja odgrywała rolę nie partnera, a szefa, była regionalnym żandarmem, wspierała swoje reżimy, a inne obalała. I to oczywiście pokutuje, jest pamiętane w Afryce - mówi ekspert.
Niger zalicza się do najbiedniejszych państw świata, a złe warunki życia sprzyjają niezadowoleniu społecznemu. Prof. Dominik Kopiński podkreśla, że sytuacja humanitarna w tej części świata jest bardzo zła.
Gruntem dla tych wydarzeń jest fakt, że są to kraje najbiedniejsze na świecie, z niskimi wskaźnikami rozwojowymi. Niger, co też warto wspomnieć, jest krajem o najwyższym wskaźniku dzietności. Jest to prawie siedmioro dzieci przypadających na kobietę, co jest synonimem niezwykle niskiego poziomu rozwoju - powiedział gość internetowego Radia RMF24.
Opracowanie: Dorota Hilger.