W bazie w wojskowej w Ford Hood w Teksasie rozpoczął się proces Nidala Hasana. Mężczyzna odpowie za zabicie cztery lata temu na terenie jednostki 13 osób. Majorowi grozi kara śmierci. Amerykańscy obserwatorzy traktują ten proces jako test dla wojskowego sądownictwa w USA. Przygotowania do niego pochłonęły 5 milionów dolarów.
Jak donosi nasz amerykański korespondent Paweł Żuchowski, proces przyciągnie z pewnością uwagę wielu obserwatorów. Mężczyźnie grozi nawet kara śmierci. Nie wykonano jej natomiast na żadnym amerykańskim żołnierzu od 1961 roku. Skazany w 1989 roku szeregowy Dwight Lowing już od 24 lat czeka na egzekucję. Po wyroku sądu wojskowego na jej wykonanie musi się zgodzić prezydent, a żaden nie chciał dotąd tego zrobić.
Wina Hasana nie budzi wątpliwości. W ciągu zaledwie kilku minut oddał ponad 100 strzałów. Zabił 12 żołnierzy i jednego cywila. Zranił także 32 osoby. Przyznał, że strzelał do przygotowujących się do wyjazdu do Afganistanu wojskowych, bo chciał bronić talibów. Wielokrotnie podkreślał, że to właśnie on oddał strzały w Ford Hood. Powołując się na prawo wojskowe prokuratorzy, a także sędzia, odmówili mu jednak skorzystania z procedury przyznania się do winy, co pozwoliłoby mu uniknąć kary śmierci.
Udowodniono, że kontaktował się z terrorystami, w tym z radykalnym duchownym islamskim Anwarem al-Awlakim. Amerykański wywiad przechwycił kilkanaście e-maili wysłanych przez majora do Awlakiego, ale nie wzbudziły one większych podejrzeń. Jak pisze "New York Times", nie jest jednak jasne, jak dużą rolę w procesie odegra radykalna wiara Hasana. Sędzia Tara Osborn zabroniła bowiem Hasanowi składania dowodów, jakoby bronił talibów. Uznała tę argumentację za prawnie bezwartościową. Zabroniła też prokuratorze wykorzystywać w mowie wstępnej e-maile z korespondencją między Hasanem a Awlakim.
Przygotowania do procesu pochłonęły 5 milionów dolarów. Wydano je m.in. na ekspertów, dowożenie oskarżonego śmigłowcem na przesłuchania, na jego adwokatów i ogrodzenie wokół sądu na terenie bazy w Fort Hood, które ma ochronić przed ewentualnymi zamachami.
Hasan dwukrotnie zrezygnował już z adwokatów. Zdecydował, że sam będzie się bronił przed sądem wojskowym. Oznacza to, że może zadawać pytania świadkom, w tym rannym sprzed czterech lat, którzy cudem uniknęli śmierci. Będę odpytywany przez człowieka, który do mnie strzelał - mówił emerytowany żołnierz Alonzo Lunsford. Jak dodał, wspomnienia masakry nigdy go nie opuściły.
Kiedy doszło do tragicznych wydarzeń, Lunsford stał przed wejściem do budynku w bazie. Jak zeznawał, Hasan, idąc mu naprzeciw, nagle krzyknął dwukrotnie "Allahu akbar" (Bóg jest wielki), a następnie zaczął strzelać. Jedna kula trafiła Lunsforda w głowę, a sześć w tułów. Udawał, że nie żyje. Gdy po pewnym czasie chciał uciekać, dosięgła go kolejna kula w plecy.
Proces majora był wielokrotnie przekładany, m.in. z powodu brody oskarżonego. Adwokaci zamachowca przekonywali, że jako praktykujący muzułmanin zapuścił brodę, przygotowując się na śmierć. Twierdzili, że broda ich klienta jest wyrazem jego przekonań religijnych. Nieogolona twarz jest jednak sprzeczna z regulaminem wojskowym. Po apelacjach kolejny sędzia wojskowy wyznaczony do prowadzenia procesu Hasana zgodził się w końcu, by oskarżony zachował brodę.
Proces jest postrzegany jako test dla wojskowego sądownictwa w USA. W komentarzach dominują opinie, że nawet jeśli sąd orzeknie karę śmierci, to może minąć wiele lat zanim - jeśli w ogóle - kara zostanie wykonana. Hasan najpewniej odwoła się od wyroku, a to według ekspertów ds. wojskowego sądownictwa oznacza kolejne kilkanaście lat procesów apelacyjnych. Poza tym wykonanie kary śmierci będzie wymagać zgody prezydenta USA.
(MRod)