Dziś pierwsza runda wyborów nowego lidera Konserwatystów i przyszłego premiera Wielkiej Brytanii. Na liście znalazło się osiem nazwisk bardziej i mniej znanych. Do wieczora powinno ich być mniej.

REKLAMA

Tylko kandydaci, którzy zdobędą poparcie przynajmniej 30 posłów rządzącej partii, przejdą do kolejnej rundy konkursu. Jeśli wszyscy przekroczą ten próg, odpadnie osoba z najmniejszą liczbą głosów.

Faworytką - przynajmniej na podstawie notowań bookmacherów - wydaje się być Penny Mordaunt, obecna minister do spraw handlu. Choć była w rządzie premiera Borisa Johnsona, nie jest politykiem, który automatycznie się z nim kojarzy.

Zaraz za nią jest były minister finansów Rishi Sunak, który spektakularnie podał się do dymisji w proteście przeciwko zachowaniu premiera Borisa Johnsona. Sprawdził się podczas pandemii, ale padają pytania, dlaczego tak długo czekał ze rezygnacją, wiedząc doskonale co działo się na Downing Street i w jakim stylu Johnson sprawował rządy. To może wpłynąć na jego szanse w tym konkursie.

Prosty horyzont

Po kolejnych rundach głosowania do końca przyszłego tygodnia - czyli do rozpoczęcia parlamentarnej przerwy wakacyjnej - wyłoniona zostanie para kandydatów, którzy cieszą się największym poparciem wśród posłów i to oni poprowadzą wakacyjną kampanię. Zakończy ją głosowanie wśród wszystkich członków partii Konserwatystów.

Nowy premier obejmie stanowisko najpóźniej 5 września. To termin wciąż bardzo odległy.

Tymczasem już teraz w parlamencie narasta polityczna burza. Jej powodem jest planowane wotum nieufności wobec brytyjskiego rządu. Wniosek taki miała zgłosić dziś w Izbie Gmin opozycyjna Partia Pracy. Sprzeciwia się ona dalszej obecności Johnsona w rządzie i zamierza zrobić wszystko, co w jej mocy, by temu zapobiec. Ale w tryby tej maszyny sypnięto piaskiem.

Inicjatywa zablokowana?

Laburzyści kipią ze złości. Zostali poinformowali, że nie ma czasu na złożenie ich wniosku podczas dzisiejszej debaty w Izbie Gmin. Decyzja ta zapadła na Downing Street, a premierem nadal jest Boris Johnson. Lider Partii Pracy Keir Starmer uważa, że jest to nadużyciem władzy, i że Konserwatyści boją się głosowania nad wotum nieufności wobec rządu, bowiem gdyby je przegrali, Wielką Brytanię czekałby przedterminowe wybory parlamentarne. Premier Boris Johnson sprawuje urząd do czasu wyłonienia następcy - opozycja podkreśla, że zapowiadając rezygnacje utracił swój autorytet i powinien odejść natychmiast.

Mamy do czynienie zatem z sytuacja, przed jaką ostrzegała Partii Pracy. Johnson zarzeka się, że jest premierem w trybie tymczasowym i nie będzie mieszał się do polityki. Tymczasem torpedując wniosek o głosowanie nad wotum nieufności, ktoś pociągnął za sznurki i to całkiem mocno. Kto? To raczej retoryczne pytanie.