Siła wybuchu wulkanu na Islandii słabnie. Aktywny jest tylko na jednej trzeciej długiej na 4 kilometry szczeliny, z której wylewa się lawa – informuje agencja informacyjna Rúv.
Wulkan Fagradalsfjall wybuchł w poniedziałek o godzinie 22:17 lokalnego czasu, co nie było zaskoczeniem dla lokalnych władz. Erupcja była oczekiwana od tygodni, poprzedziła ją seria wstrząsów ziemi. Dlatego już w listopadzie ewakuowano 4 tysiące mieszkańców, położonego 3 kilometry na południe od wulkanu miasteczka Grindavik.
W poniedziałek ziemia "otworzyła" się na długości 4 kilometrów, wulkan "pluł" lawą na wysokość kilkuset metrów. Tak było przez cały wtorek.
Ubiegłej nocy urządzenia zarejestrowały 24 wstrząsy ziemi. Dziś w porannym komunikacie poinformowano, że erupcja słabnie. Aktywna jest tylko jedna trzecia 4-kilometrowej szczeliny - podaje Rúv. Liczba aktywnych kraterów zmniejszyła się z 5 do 3.
Jednocześnie silne opady śniegu, a co za tym idzie słaba widoczność, utrudniają ocenę aktywności wulkanu.
Islandzkie władze oceniają, że lawa nie zagraża zabudowaniom ewakuowanego miasteczka Grindavik, może dotrzeć natomiast do niektórych dróg. W strefie zagrożenia znajduje się przyłącze do geotermalnej elektrowni w Svartsengi, która zaopatruje w ciepłą wodę 30 tysięcy mieszkańców półwyspu Reykjanes.
Na szczęście, nie ma zagrożenia dla ludzi, lotnisko działa, życie toczy jak zawsze - mówił minister spraw zagranicznych Bjarni Benediktsson szwedzkiej telewizji SVT.
Wulkanolog Thorvaldur Thordarson powiedział agencji Rúv, że trudno oszacować, jak długo potrwa erupcja wulkanu. Jego zdaniem może trwać to miesiące albo równie dobrze skończyć się w najbliższy weekend i pojawiać się od czasu do czasu przez cały 2024 rok. Uważam, że to nie koniec - powiedział.