25 lat wojny domowej i głębokie spory o proces konstytucyjny spowodują, że dzisiejsze wybory parlamentarne w Afganistanie, pierwsze od 1969 roku, nie przyniosą krajowi stabilizacji - ocenia ośrodek Stratfor.
Zdaniem brytyjskich analityków, wybory nie przełamią impasu politycznego: z jednej strony rząd prezydenta Hamida Karzaja nie może sprawować rzeczywistej władzy w całym kraju, a z drugiej antyrządowi partyzanci są za słabi, by obalić rząd.
0 249 mandatów w niższej izbie afgańskiego parlamentu, Zgromadzeniu Narodowym (Wolesi Dżirga), i miejsca w radach 34 prowincji ubiega się 5,8 tys. kandydatów. 68 mandatów i jedną czwartą miejsc w radach prowincji zarezerwowano dla kobiet.
34 rady liczące od 9 do 29 członków delegują po jednym przedstawicielu do drugiej izby parlamentu, składającej się ze 102 przedstawicieli starszyzny. Resztę członków (po jednej trzeciej) mianuje prezydent i wyborcy na szczeblu okręgów; terminu tych wyborów jeszcze nie ustalono.
Wyniki będą ogłoszone za miesiąc, co narazi reżim Karzaja na oskarżenia o manipulację. W Afganistanie nigdy nie przeprowadzono spisu ludności - będzie więc trudno ocenić frekwencję i rzetelność całego procesu. W najbardziej różnorodnych etnicznie prowincjach Herat, Nuristan, czy Badachszan w ogóle może nie dojść do wyborów.
Kością niezgody może też stać się 10 mandatów zarezerwowanych dla nomadów, głównie Pasztunów, co przechyli szalę wyborczego zwycięstwa na stronę pasztuńskiej większości.