Mieszkający w Sunriver w Oregonie w USA mężczyzna zabrał psa, wsiadł do swojego auta i pojechał na stację benzynową. W drodze powrotnej jego auto wpadło w poślizg i wylądowało na poboczu w gigantycznej zaspie. Uwięziony przez śnieg mężczyzna został odnaleziony dopiero po 5 dniach.
36-letni Jeremy zapakował do auta psa o imieniu Ally i pojechał przez las na stację benzynową. Ponieważ lubił jazdę offroadową, nie szczędził gazu. W pewnej chwili jego SUV wpadł w poślizg i wylądował w zaspie śnieżnej - aż po dach.
Jeremy spróbował otworzyć drzwi, ale nie dał rady. Ponieważ był to późny wieczór, zasnął. Kiedy się obudził następnego ranka, okazało się, że przez noc śniegu przybyło i znowu nie udało mu się wydostać. Kolejnego dnia wyszedł z pojazdu, ale śniegu wokół było tak dużo, że nie dał rady przebrnąć przez zaspy. Wrócił więc do auta.
W środę policja dostała zgłoszenie o jego zaginięciu i wszczęła poszukiwania.
W końcu po pięciu dniach ktoś wypatrzył wystający znad śniegu dach samochodu i wezwał pomoc. Do wyciągania auta ściągnięto specjalny sprzęt.
Jeremy powiedział później policji, że nie zamarzł, ponieważ od czasu do czasu odpalał silnik i włączał ogrzewanie. Żywił się kilkoma słoikami sosu taco, które miał w samochodzie.
Lekarze ocenili, że zarówno 36-latek jak i towarzysz jego niedoli pies Ally byli dobrej kondycji.