Jeśli nie będzie – miejmy nadzieję – wojny militarnej w Zatoce Perskiej, to jaka? Co może doprowadzić do globalnego wybuchu, zainicjowanego iskrą rzuconą do bliskowschodniej beczki prochu? Wiadomo już, że prezydent Donald Trump wycofał się (na razie?) z planów konwencjonalnego ataku wojskowego w odpowiedzi na zestrzelenie przez Iran amerykańskiego drona. Otwarcie mówi się w Waszyngtonie, że w zastępstwie zbrojnej akcji Amerykanie rozpoczęli cyberataki przeciwko irańskim wojskowym systemom komputerowym. Jednak ten wirtualny front nie jest jedyny. Zdefiniujmy to i inne pola walki.
Dwóch wysokich amerykańskich urzędników ujawniło agencji Associated Press, że ataki cybernetyczne na Iran zostały przeprowadzone za zgodą prezydenta Donalda Trumpa. Trzeci urzędnik potwierdził ogólne zarysy operacji. Wszyscy zdradzili te informacje pod warunkiem zachowania anonimowości, ponieważ nie byli upoważnieni do publicznego wypowiadania się na temat interwencji.
Z tego, co się dowiedzieliśmy, celem cyberataków, działań "awaryjnych" przygotowanych przez kilka tygodni w obliczu zagrożenia ze strony państwa ajatollahów, były irańskie systemy komputerowe kontrolujące wyrzutnie rakiet oraz sieć szpiegowska, monitorująca przepływ statków w cieśninie Ormuz. Jest to reakcja na wzrost napięcia na linii Waszyngton-Teheran po ataku na tankowce w Zatoce Omańskiej, przypisywanemu Iranowi przez Amerykanów oraz po zestrzeleniu amerykańskiego drona przez Irańczyków. Zwłaszcza ta ostatnia akcja była policzkiem dla Stanów Zjednoczonych. Na stronie magazynu "Wired" można przeczytać, jak duża to była strata.
Iran zidentyfikował drona jako RQ-4A Global Hawk. Ten bezzałogowy statek powietrzny wart 220 milionów dolarów działa jako potężna platforma nadzoru na niebie. "Globalne Jastrzębie" wprowadzone do militarnego arsenału Stanów Zjednoczonych w 2001 r., mają rozpiętość skrzydeł sięgającą 40 metrów i maksymalną masę startową ponad 16 ton. Ich zasięg to niemal 20 000 kilometrów. Mogą też latać na niesamowitych wysokościach - aż do 18 000 metrów i pozostawać w powietrzu bez przerwy przez 34 godziny. Nie mają zdolności ofensywnych. Ich wartość polega na bardzo szczegółowym monitorowaniu działań naziemnych lub morskich. Global Hawks są zdolne do obrazowania w podczerwieni, termicznego oraz elektrooptycznego. Jednak jak zauważa Ulrike Franke z Europejskiej Rady do spraw Stosunków Zagranicznych, ekspert do spraw dronów, amerykańskie wojsko dostosowuje bezzałogowe statki do różnych misji, co sprawia, że nie wiadomo, w jaki dokładnie sprzęt został wyposażony ten konkretny Global Hawk. Na pokładzie zawsze jest super tajna technologia szpiegowska, o której nie wiemy - podkreśliła Ulrike Franke.
Nic zatem dziwnego, że Amerykanów rozsierdziło zestrzelenie maszyny przez Iran. Ogłoszenie planów militarnej interwencji, wstrzymanej przez prezydenta Donalda Trumpa, oraz przeprowadzony cyberatak to riposta, której należało się spodziewać. Jednak reakcja Persów na najnowszą ofensywę elektroniczną USA również była przewidywalna. Najpierw uparte milczenie, a potem triumfalny komunikat utrzymany w demonstracyjnie lekceważącym tonie.
Cyberataki przeprowadzone przez Stany Zjednoczone na cele w Iranie nie powiodły się - oświadczył irański minister ds. łączności i technologii informacyjnych. Mohammad Dżawad Azari Dżahrumi określił je wręcz mianem "cyberterroryzmu". Reuters spekuluje, że jest to prawdopodobnie odniesienie do złośliwego oprogramowania Stuxnet. Wirus ten - przypomnijmy - wykorzystany w 2007 roku w ataku na irańskie instalacje atomowe miał zostać stworzony przez USA i Izrael. Warto tu przypomnieć ten ostatni sensacyjny trop - izraelski. Szeroko pisały o nim przed laty media na całym świecie, jako przykład łączenia supernowoczesności z tradycją sprzed wielu wieków.
Ralf Langner, niemiecki informatyk cytowany przez "Daily Telegraph", ujawnił, że Niemcy wykryli biblijną aluzję w kodzie "Stuxnetu". Miał to być ślad wiodący do Izraelczyków. Kod zawierał bowiem łacińskie słowo "myrtus".
Analiza „Stuxnet pod mikroskopem”.
Mirt to dosłownie gatunek rośliny, jednak hebrajskie słowo na jej oznaczenie brzmi Hadassah. A to było imię, które przy urodzeniu otrzymała Żydówka znana następnie jako Estera, bohaterka biblijnej księgi. Była ona żoną króla Persów Ahaswerusa, ukrywająca do końca swoją żydowskość (można powiedzieć jak wirus swoje pochodzenie). Doradca Ahaswera - Haman - w obecności Estery zaczął knuć intrygę w celu zamordowania wszystkich żydów w królestwie perskim. Estera zaprosiła go więc na obiad w obecności króla. W czasie posiłku straszny plan Hamana został ujawniony, a on sam powieszony na drzewie. Tę historię ocalenia narodu wybranego upamiętnia święto Purim. Podobnie jak działanie biblijnej bohaterki można uznać za "prewencyjne", tak jej działaniami ma się teraz inspirować Izrael w celu wyprzedzenia śmiertelnej dla państwa żydowskiego nuklearnej napaści ze strony obecnej ojczyzny Persów. Niemiecki naukowiec Ralf Langner twierdził przed laty, że to izraelska "Jednostka 8200" - wywiad elektroniczny armii państwa żydowskiego - dokonała infiltracji oprogramowania sterującego irańską elektrownią nuklearną w Buszerze.
Stuxnet, the worm that targeted Iran's nuclear facilities, was created by US and Israel #5yrsago https://t.co/nEhueNsvoP pic.twitter.com/8bstxRkVi1
doctorow30 maja 2017
Tę historię z "mirtem" można by porównać z innym sposobem ukrywania szkodliwego oprogramowania, jakim jest steganografia. Polega ona w tym przypadku na umieszczaniu wirusów na przykład w obrazkach, w celu obejścia systemów bezpieczeństwa. Aliakbar Zahravi w swoim blogu na stronie firmy Trend Micro opisał złośliwe "prezenty" zawarte w memach. W podanym przez niego przykładzie hakerzy opublikowali dwa tweety zawierające złośliwe memy za pośrednictwem konta utworzonego w 2017 r. Zdaniem Zahraviego, to nowe zagrożenie (wykryte jako TROJAN.MSIL.BERBOMTHUM.AA) jest szczególnie godne uwagi, ponieważ komendy złośliwego oprogramowania są odbierane za pośrednictwem legalnej usługi - Twittera - popularnej platformy społecznościowej.
Powróćmy jednak do walk między państwami. Intrygującym przykładem cybernetycznej bitwy był atak z lipca 2012 roku za pomocą Metasploita - narzędzia, które może posłużyć do łamania zabezpieczeń systemów teleinformatycznych. Zatrzymaniu pracy w irańskich zakładach w Natanz i Fordo towarzyszyła - jako efekt dodatkowy- maksymalnie głośna muzyka. Z głośników irańskich komputerów "wybuchała" raz po raz piekielna pieśń "Thunderstruck" grupy AC/DC.
Tym razem miał być to znak przesłany Persom przez Amerykanów. Według "Daily Mail" utwór “Thunderstruck" z 1990 roku, jeden z największych przebojów australijskiego zespołu hardrockowego, był zainspirowany przygodą gitarzysty Angusa Younga. Kiedy pewnego dnia był na pokładzie samolotu, w maszynę uderzył piorun. Tym razem był to cyberpiorun dla Persów, elektroniczny grom z jasnego nieba.
Co świadczyłoby o amerykańskim tropie? Eksperci twierdzą, że armia USA często używa ostrych utworów rockowych w swoich operacjach. "Talibowie nienawidzą tej muzyki" - stwierdził na przykład sierżant, który był zaangażowany w tajne operacje psychologiczne zwane w skrócie "psy ops" w rejonie afgańskiej prowincji Helmand, mając na myśli ogłuszające dźwięki zespołów The Offspring, Metallica czy Thin Lizzy. Jednak amerykański "rock" to znaczy także "skała". Wielu chce dzisiaj skruszyć opokę USA, finansowy fundament globalnego hegemona.
Wiem, na który kraj USA dokonają kolejnej zbrojnej inwazji - chwali się amerykański satyryk, aktor, pisarz i aktywista Lee Camp. Ze względu na jego "niepoważną" profesję i wyraźną antyamerykańską retorykę można tę jego analizę potraktować z przymrużeniem oka. Jednak z drugiej strony jest ona bardzo logiczna i prowadzi do wniosku serio, że tym państwem będzie Iran. Dzisiaj oczywiście nie jest to zbyt odkrywcze, ale ta pewność nie wynika z namysłu nad obecnymi zdarzeniami. Żeby pojąć grę przyczyn i skutków trzeba się cofnąć o prawie dwie dekady. A najpierw przynajmniej do kwietnia zeszłego roku.
Przez światowe media jak meteor przeleciała wówczas informacja na temat tak zwanej dedolaryzacji w Teheranie. Iran zdecydował nagle, że wszystkie zagraniczne transakcje będzie przeprowadzał w euro, a nie w amerykańskiej walucie. Persowie ogłosili, że od tego czasu swoje interesy, a przede wszystkim rozliczenia za eksport ropy naftowej oraz gazu, będą prowadzić w europejskim środku płatniczym. Ale to nie jest światowy precedens.
Jak donosił "The Guardian": "W październiku 2000 r. to Irak dążył do porzucenia amerykańskiego dolara - waluty wroga - na bardziej wielostronne euro". Jednak dwa przykłady - Irak i Iran - jeszcze nie tworzą trendu. Wkrótce po tym, jak Libia zaczęła zmierzać w kierunku afrykańskiej waluty opartej na złocie, a Muammar Kadafi począł przekonywać swoich afrykańskich sąsiadów, aby do tego systemu dołączyli, także nastąpił atak USA z pomocą państw NATO. John Perkins, autor książki "Hitman. Nowe wyznania ekonomisty od brudnej roboty" również przedstawił wiarygodną hipotezę, że prawdziwym powodem inwazji na Libię było odejście Kadafiego od dolara i euro. Co ciekawe "spontaniczni" buntownicy przeciwko władzy libijskiego dyktatora natychmiast ogłosili powstanie Banku Centralnego jako organu monetarnego odpowiedzialnego za politykę pieniężną w Libii, z tymczasową siedzibą w Bengazi. Czy to jest zwyczajny cel prymitywnych rebeliantów? Wielu w to wątpi.
Amerykańska autorka Ellen Brown zwróciła uwagę na inny zagadkowy sygnał.Zacytowała wypowiedź Wesley’a Clarka - byłego naczelnego dowódcy Połączonych Sił Zbrojnych NATO w Europie w latach 1997-2000. Przyznał on, że już 10 dni po ataku na World Trade Center 11 września 2001 r. pewien generał powiedział mu o podjętej decyzji w sprawie rozpoczęcia wojny z Irakiem. Clark był zaskoczony i zapytał: dlaczego? "Nie wiem!" - miał odpowiedzieć jego rozmówca i dodał - "Sądzę, że oni nie wiedzą jeszcze, co robić." Później ten sam generał miał zdradzić Clarkowi plany interwencji militarnych w siedmiu krajach w ciągu pięciu lat. Na tej liście - oprócz wspomnianych już Iraku, Libii i Iranu - znalazły się Syria, Liban, Somalia i Sudan. Co łączy te siedem krajów? Ellen Brown zaczęła łączyć fakty jak kropki, które utworzyły klarowny rysunek. Wyszedł jej "portret" światowego strażnika finansów. Właśnie w kontekście globalnej bankowości widać wyraźnie, co jest dla tych krajów wspólnym mianownikiem. Otóż żadne z wyżej wymienionej siódemki nie znajduje się na liście 56 członków Banku Rozrachunków Międzynarodowych.
Tę "babilońską" instytucję międzynarodowej finansjery w bardzo dogłębny sposób przeanalizował pisarz i dziennikarz Adam LeBor w książce "Wieża w Bazylei. Tajemnicza historia banku, który rządzi światem". Najbardziej szokujące są dzieje BIS podczas II wojny światowej. Pomimo trwającej globalnej zawieruchy, bank w Bazylei był miejscem łączącym finansistów z jednej i drugiej strony wojennej barykady. Niemieccy przemysłowcy i doradcy najwyższego szczebla zasiadali w zarządzie BIS. Tak więc Hitler mógł wykorzystać tę instytucję przez całą wojnę i to z wydatną pomocą amerykańskich, brytyjskich i francuskich banków. W latach 1933-1945 w skład zarządu BIS wchodzili: Walther Funk, wysoki nazistowski urzędnik, Emil Puhl odpowiedzialny za przetwarzanie złota dentystycznego zrabowanego ofiarom obozów koncentracyjnych, czy Hermann Schmitz, dyrektor IG Farben, koncernu współodpowiedzialnego za produkcję cyklonu B, wykorzystywanego przez Niemców do eksterminacji w kacetach.
Serdeczne relacje pomiędzy Bankiem Rozrachunków Międzynarodowych, Szwajcarskim Bankiem Narodowym a III Rzeszą pozostawały tajemnicą aż do późnych lat dziewięćdziesiątych XX wieku, czyli do wybuchu skandalu związanego z ujawnieniem informacji o posiadaniu przez szwajcarskie banki komercyjne aktywów należących do ofiar Holocaustu - czytamy w znakomitym śledztwie dziennikarskim Adama LeBora. Warto podkreślić, że po wojnie początkowo planowano zlikwidować Bank Rozrachunków Międzynarodowych. Sprzeciwił się temu jednak John Maynard Keynes, czołowy angielski ekonomista tych czasów. Likwidacja banku nigdy nie została podjęta. W kwietniu 1945 r. nowy prezydent USA Harry S. Truman oraz rząd brytyjski zawiesili rozwiązanie tej instytucji, a decyzja o likwidacji BIS została oficjalnie cofnięta w 1948 r. Tak wygląda inauguracja międzynarodowego "ładu" pieniężnego. Kulisy globalnego "porządku" finansowego są bardzo mroczne, a jego strażnicy bronią go przed snopem światła z reporterskich reflektorów.
Federico Pieraccini - niezależny pisarz, freelancer specjalizujący się w sprawach stosunków międzynarodowych - udowadnia w swojej analizie, jak ważną rolę w amerykańskiej hegemonii odgrywa dolar. Zwraca on uwagę na trzy powody, dla których waluta USA znaczy tak wiele w światowej gospodarce. Tymi czynnikami są: petrodollar, dolar jako światowa waluta rezerwowa, oraz decyzja prezydenta Richarda Nixona z 1971 r., aby odejść od wymienialności dolara na złoto. Oto do czego doprowadziła synteza tych elementów: petrodollar uczynił z dolara światową walutę rezerwową, co oznacza poważne konsekwencje dla globalnej gospodarki dzięki decyzji Nixona o wyeliminowaniu wymienialności dolara na złoto. Większość problemów dla reszty świata zaczęła się od kombinacji tych trzech czynników. Zdaniem analityka największa zmiana geoekonomiczna w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat została prawdopodobnie wdrożona w 1973 r. dzięki porozumieniu między OPEC, Arabią Saudyjską i Stanami Zjednoczonymi w sprawie sprzedaży ropy wyłącznie w dolarach.
Goodnight from me former president Richard Nixon. God Bless pic.twitter.com/gau3Ft3jxs
rodney_berry9 kwietnia 2016
Prezydent Nixon porozumiał się z saudyjskim królem Fajsalem, aby jego kraj uznał dolara jako jedyną walutę w rozliczeniach za ropę naftową i związane z nią zakupy, przeznaczając miliardowe dolarowe nadwyżki na inwestycje w amerykańskie bony skarbowe i inne zasoby finansowe oparte na dolarach. W zamian Arabia Saudyjska i inne kraje OPEC znalazły się pod amerykańską kuratelą wojskową. Pieraccini określa to dosadnie. Jego zdaniem przypominało to "układ w stylu mafijnym". Nawet jeśli to przesadne słowa, był to krok bezprecedensowy.
Drugim czynnikiem, być może nawet bardziej znaczącym dla globalnej gospodarki, był fakt, że dolar stał się światową walutą rezerwową i od 1981 roku utrzymuje dominującą rolę w koszyku międzynarodowych rezerw walutowych MFW. Powodem, dla którego Stany Zjednoczone są w stanie napędzać globalny popyt na dolary, jest konieczność posiadania przez inne kraje dolarów w celu zakupu ropy i innych towarów. Na przykład, jeśli boliwijska firma eksportuje banany do Norwegii, płatności wymagają użycia dolarów. Norwegia musi zatem posiadać walutę amerykańską, aby zapłacić i otrzymać zakupione towary. Podobnie dolary, które otrzymuje Boliwia, zostaną potem wykorzystane na zakup innych potrzeb, takich jak na przykład ropa z Wenezueli. Może wydawać się to niewiarygodne - zauważa Pieraccini, ale praktycznie wszystkie kraje jeszcze kilka lat temu wykorzystywały dolary do handlu między sobą, nawet państwa nastawione antyamerykańsko i działające przeciwko polityce Stanów Zjednoczonych.
To ciągłe używanie dolara miało pewne niszczycielskie skutki na całym świecie. Po pierwsze, intensywne korzystanie z amerykańskiej waluty, w połączeniu z decyzjami Nixona, stworzyło ekonomiczny standard oparty na dolarze, który wkrótce zastąpił metale szlachetne, takie jak złoto, które od lat stanowiło standard dla światowej gospodarki. Doprowadziło to do poważnej niestabilności i katastrofalnej polityki finansowej, na przykład w 2000 i 2008 roku. Główne źródło wiarygodności ekonomicznej zostało przeniesione ze złota na dolary, a w szczególności na amerykańskie bony skarbowe. Ta wielka zmiana pozwoliła FED (Rezerwie Federalnej) drukować dolary praktycznie bez ograniczeń, ze stopami procentowymi za pożyczanie pieniędzy z FED na poziomie około 0%. Napędzała to wiara, że popyt na dolary nigdy nie ustanie. Otworzyło to drogę do globalnego systemu gospodarczego opartego na tak toksycznych mechanizmach jak instrumenty pochodne, zamiast rzeczywistych, materialnych dobrach, choćby takich jak złoto. Robiąc to dla własnej korzyści, Stany Zjednoczone stworzyły warunki dla nowej potężnej bańki finansowej, która może nawet doprowadzić do upadku całej światowej gospodarki.
Dedolaryzacja jest więc dla Pekinu, Moskwy i Teheranu strategicznym priorytetem. Wyeliminowanie nieograniczonej zdolności wydatkowej FED i gospodarki amerykańskiej oznacza osłabienie, a może nawet złamanie hegemonii Waszyngtonu. Szachując amerykańską potęgę militarną, gwarantującą globalną dominację dolara, Chiny, Rosja i Iran - zdaniem Pieracciniego - utorowały sobie drogę do istotnych zmian w porządku światowym. To bardzo istotny, dynamiczny, ale "cichy" front globalnej konfrontacji.
Chiński ekonomista Song Hongbing nazwał ją wprost "Wojną o pieniądz". W wywiadzie z RMF FM nie owijał dolarów w bawełnę. W długim okresie ostatecznie nastąpi kres tej polityki. Wszystkie banknoty dolarowe muszą mieć pokrycie w obligacjach skarbowych, a one muszą być pokryte przez wpływy podatkowe. Tak więc, jeśli ilość pieniądza w obiegu rośnie szybciej niż wpływy podatkowe, pewnego dnia cały świat uświadomi sobie, że rząd Stanów Zjednoczonych już nie jest w stanie spłacać długów. Świat przestanie kupować czy też finansować amerykańskie papiery dłużne. I to będzie już koniec tej gry - mówił.
Ważnym sygnałem dla całego finansowego świata jest wzmożone wydobycie i nabywanie fizycznego złota przez Chiny i Rosję, co stanowi kontrast do sytuacji w USA. Według stugębnej plotki, FED nie posiada już więcej złota. Nie jest tajemnicą, że Pekin i Moskwa dążą do waluty opartej na złocie, licząc że dolar w końcu się załamie. Te nieustępliwe kraje zaczęły działać w płatniczym środowisku innym niż amerykańska waluta i poprzez alternatywne systemy finansowe.
Chiny zaczęły też wywierać silną presję na Arabię Saudyjską, aby Rijad zaakceptował płatności w juanach za ropę zamiast dolarów, podobnie jak czynią to inne kraje, takie jak Federacja Rosyjska. Dla Rijadu jest to problem niemal egzystencjalny. To arabskie państwo jest w delikatnej sytuacji w związku ze współpracą militarną z USA. Rijad jest zobowiązany do posłuszeństwa Stanom Zjednoczonym. Jednak Waszyngton musi się obawiać, bo Chiny są największym klientem Rijadu; a biorąc pod uwagę umowy z Nigerią i Rosją, Pekin może bezpiecznie przestać kupować ropę z Arabii Saudyjskiej, gdyby Rijad nadal nalegał na otrzymywanie zapłaty tylko w dolarach.
Nie tylko dla Chin, Iranu i Rosji, także dla innych krajów, dedolaryzacja stała się palącym problemem. Rośnie liczba państw, które zaczynają dostrzegać korzyści z systemu zdecentralizowanego, w przeciwieństwie do "ładu" opartego na dolarze. Iran i Indie, ale także Iran i Rosja, często wymieniały węglowodory w zamian za towary podstawowe, omijając tym samym amerykańskie sankcje. Podobnie potęga gospodarcza Chin pozwoliła im otworzyć Iranowi linię kredytową o wartości 10 miliardów euro, aby obejść sankcje. Nawet Korea Północna wykorzystuje kryptowaluty, takie jak bitcoin, do kupowania ropy z Chin i omijania embarga ze strony USA. Wenezuela (z największymi rezerwami ropy naftowej na świecie) właśnie rozpoczęła historyczny ruch, aby całkowicie zrezygnować ze sprzedaży ropy w dolarach. Co ciekawe, gdy Pekin kupi gaz i ropę z Rosji płacąc w juanach, Moskwa będzie mogła natychmiast zamienić juana na złoto dzięki Międzynarodowej Giełdzie Energii w Szanghaju. Ten mechanizm gaz-juan-złoto sygnalizuje absolutnie rewolucyjną zmianę gospodarczą poprzez stopniowe porzucanie dolara w handlu międzynarodowym. - przewiduje Federico Pieraccini.
Warto na koniec tych rozważań zacytować proroczą książkę Jannisa Warufakisa pt. "Globalny Minotaur. Europa, Ameryka i przyszłość światowej gospodarki". Grecki ekonomista, były minister finansów, odpowiedzialny za negocjacje greckiego długu nakreślił obraz chorego globalnego systemu finansowego posiłkując się starożytnym mitem. Jak pamiętamy ze szkoły, potężny kreteński król Minos, poprosił Posejdona-boga mórz i trzęsień ziemi o pięknego, silnego byka w charakterze symbolu niebiańskiego wsparcia. Minos potem miał ofiarować zwierzę bogom. Gdy Posejdon spełnił życzenie Minosa, zuchwały monarcha darował zwierzęciu życie. Na okrutną, boską zemstę nie trzeba było długo czekać. Żądzą do rogatej bestii zapłonęła żona Minosa- Pazyfae. Z tego związku zrodził się Minotaur - pół-człowiek, pół-byk- który urósł i stał się monstrum nie do opanowania. Zamknięto go w wybudowanym specjalnie dla niego podziemnym labiryncie. Potwór nie był w stanie jeść zwykłego pożywienia, żywił się tylko ludzkim mięsem. Kreteńczycy karmili go więc jeńcami -Ateńczykami. Dopiero zabicie Minotaura przez Tezeusza wyzwoliło Ateny spod panowania Krety. W ramy tego mitu mogła zostać zamknięta realna historia, bo Kreta była w tym czasie hegemonem i podporządkowane jej słabsze państwa-miasta regularnie płaciły jej haracz. Tak jak dziś Globalnemu Minotaurowi podporządkowane mu niewolniczo państwowe byty. Coraz mniej łagodne, coraz bardziej zbuntowane.
George Frederic Watts, The Minotaur pic.twitter.com/mYuxvmt0eL
JohnStolt24 czerwca 2019
Wprawdzie zdaniem Warufakisa przez dłuższy okres w większości przypadków ten układ był dobrowolny, ale właśnie widzimy jego powolny rozpad. A jak to działało? "Ameryka importowała towary, jakby jutro miało nigdy nie nadejść, a jej rządy pozwalały sobie na pokaźne wydatki, nie dopuszczając, by powstrzymywały je obawy przed wzrostem deficytu. Tak długo, jak zagraniczni inwestorzy przesyłali codziennie miliardy dolarów na Wall Street, zupełnie dobrowolnie i z powodów całkowicie zależnych od ich własnych celów, podwójny deficyt Stanów Zjednoczonych był finansowany, a świat nadal beztrosko się kręcił. Danina składana niechętnie przez Ateńczyków kreteńskiemu Minotaurowi wymuszana była przez militarną potęgę króla Minosa. Danina kapitału składana Globalnemu Minotaurowi, przeciwnie, napływała do Stanów Zjednoczonych zupełnie bez przymusu."
Jannis Warufakis wie, co pisze. Sam był poniekąd Tezeuszem, błądzącym w labiryncie banksterów. Zanim przerwano jego karierę negocjatora w sprawie greckiego długu z ramienia rządu w Atenach. Temu Tezeuszowi przerwano nić Ariadny, pomagającą w poruszaniu się po Minotaurowych meandrach. A teraz sam trafnie wybiera trasę, błądząc po krętych korytarzach światowej finansjery.