Plantację konopi indyjskich, dzięki której więźniowie cały czas mieli dostęp do marihuany, odkryto w wielkim zakładzie karnym we Francji. Kryminaliści bez żadnych przeszkód uprawiali rośliny w... ogródkach na dziedzińcu więzienia.
Dyrekcja zakładu karnego na wyspie L'Ile de Re u atlantyckich wybrzeży Francji przydzieliła więźniom działki, na których mogli sadzić kwiaty i warzywa, by umilić sobie pobyt za kratkami. Okazało się jednak, że od lat były tam również konopie indyjskie.
Nie jesteśmy botanikami. Nie wiedzieliśmy, że to nielegalne rośliny - zapewnia jeden ze strażników. Dopiero dyrektor zakładu rozpoznał konopie, które miały około metra wysokości. Wszczęto śledztwo, które ma ustalić, czy strażnicy przymykali oko na marihuanę. Ci ostatni mają przejść szkolenie z zakresu rozpoznawania zakazanych roślin, częstsze mają być również rewizje w celach więźniów.
W ubiegłym roku Francją wstrząsnęła inna afera związana z nieprawidłowym funkcjonowaniem więziennictwa. Okazało się, że szef zakładu karnego w Wersalu zakochał się w gangsterce, która była tam traktowana jak księżniczka. Na rozkaz dyrektora strażnicy stali się jej służącymi - donosiły nadsekwańskie media.
Kobieta wysyłała strażników po zakupy, dysponowała tuzinem telefonów komórkowych, przygotowywano jej wykwintne posiłki i miała prawo do nieograniczonej liczby wizyt. Szef więzienia wyjaśnił, że "miłość nie wybiera". Zamierzał poprzeć jej wniosek o zwolnienie warunkowe i szczęśliwie spędzić z nią resztę życia. Mężczyzna jednak źle trafił. Okazało się, że kobieta, która wcześniej używana była jako "przynęta" przez gangsterów napadających na bogaczy, uprawiała również seks również z dwoma strażnikami.