IKEA przyznała, że kooperujące z nią fabryki w NRD korzystały z pracy przymusowej więźniów politycznych. Szwedzki koncern meblowy przeprosił za brak skutecznej kontroli, mimo świadomości, że możliwe są nadużycia.
"Bardzo ubolewamy nad tym, że do tego doszło" - powiedziała przedstawicielka koncernu Jeanette Skjelmose podczas prezentacji raportu opracowanego na zlecenie IKEI przez firmę doradczą Ernst&Young. Dodała, że koncern "nigdy nie akceptował takich praktyk".
Chodzi o przypadki sprzed 25, a nawet 30 lat - czytamy w raporcie, o którym poinformowała agencja dpa. Wynika z niego, że kierownictwo IKEI było świadome tego, iż enerdowskie zakłady, produkujące meble dla szwedzkiego koncernu, mogą wykorzystywać więźniów politycznych, lecz nie podjęło skutecznych działań, by zapobiec temu procederowi.
Szef niemieckiej filii IKEI Peter Betzel obiecał, że koncern będzie nadal prowadził badania nad swoją przeszłością. Zapewnił "na sto procent", że poza NRD w żadnym innym kraju nie doszło do wykorzystywania pracy więźniów.
Skandal wykryła szwedzka stacja telewizyjna SVT, opierająca się na materiałach pochodzących z archiwów wschodnioniemieckiej tajnej policji STASI. Pokazany na początku maja przez SVT program zawierał wypowiedzi byłych wschodnioniemieckich więźniów politycznych, którzy twierdzili, że byli zmuszani do pracy przy produkcji mebli dla IKEI.
Niemiecka stacja telewizyjna WDR informowała następnie o 65 miejscach w Niemczech wschodnich, w których do 1989 roku produkowano meble dla IKEI. Nie wiadomo jednak, w jakim stopniu zmuszano więźniów do pracy, czy też pracowali oni dobrowolnie.
Niemiecki zespół badawczy zajmujący się historią wschodnich Niemiec SED-Forschungsverbund uważa, że za czerpanie korzyści z pracy enerdowskich więźniów odpowiedzialne są także inne zachodnie firmy. I tak w zakładzie karnym w Budziszynie produkowano lodówki i pralki dla zachodnich firm, a w więzieniu kobiecym Hoheneck bieliznę pościelową.