Czy Brytyjczycy zakończą dziś 14-letnią erę rządów konserwatystów? Sondaże wskazują jasno - wybory do Izby Gmin wygra znajdująca się dotychczas w opozycji Partia Pracy, a na czele rządu stanie Keir Starmer.
Premier Rishi Sunak podjął wielkie ryzyko podczas swojej trudnej kadencji, ogłaszając wcześniejsze wybory do Izby Gmin. Początkowo sądzono, że odbędą się one jesienią. Zdecydował się na to po poprawieniu się danych gospodarczych, m.in. dotyczących inflacji.
Nie udało mu się jednak poprawić fatalnych wyników sondaży i wiele wskazuje na to, że Partia Konserwatywna jest na skraju porażki.
Jeśli - jak wskazują badania - zwycięży opozycyjna Partia Pracy, zakończy się 14-letnia era rządów konserwatystów. Będą musieli oni ustąpić miejsca centrolewicowemu rządowi pod przewodnictwem byłego prawnika Keira Starmera.
Po trwającej kilka tygodni kampanii lokale wyborcze zostaną otwarte w czwartek o godz. 7 czasu lokalnego (8 czasu polskiego) i będą czynne do 22 (23 czasu polskiego).
Brytyjczycy wybierają swoich przedstawicieli w 650 okręgach wyborczych. Lider partii, która wygra, zostaje premierem i może utworzyć rząd. Oznacza to, że aby zdobyć większość ogólną, trzeba wygrać przynajmniej w 326 okręgach.
Jeśli nie uda się tego dokonać, konieczne będzie szukanie innego rozwiązania: możliwy będzie rząd mniejszościowy lub koalicyjny.
Najnowsze dane Urzędu Statystyk Narodowych, brytyjskiego organu publicznego zajmującego się danymi urzędowymi, pokazują, że w Zjednoczonym Królestwie zarejestrowanych jest około 49 milionów osób uprawnionych do głosowania.
W 2019 r. w głosowaniu wzięło udział 67,3 proc. osób uprawnionych do głosowania, co stanowi spadek o 1,5 pkt proc. w porównaniu z 2017 r.
Najniższą frekwencję w wyborach powszechnych od czasów II wojny światowej odnotowano w 2001 r., kiedy wyniosła ona 59, proc.%, natomiast najwyższą - 83,9 proc. - zanotowano w 1950 r.
Prawie wszyscy spodziewają się, że Partia Konserwatywna przegra wybory. Partia Pracy prowadzi w sondażach przed wyborami od końca 2021 r., a przewaga była ogromna przez całą kampanię. To ok. 20 punktów procentowych.
Co ciekawe - w niektórych prognozach podziału mandatów konserwatyści znaleźli się nawet za Liberalnymi Demokratami.
Z opublikowanego w środę badania ośrodka YouGov wynika, że Partia Pracy zdobędzie 431 mandatów. Z kolei Partia Konserwatywna będzie miała w parlamencie 102 przedstawicieli, Liberalni Demokraci - 72, Szkocka Partia Narodowa - 18, prawicowo-populistyczna Reform UK oraz walijska Plaid Cymru - po 3, a Partia Zielonych - dwóch.
W poprzednich wyborach w 2019 roku Partia Konserwatywna zdobyła 365 mandatów. Dotychczas najgorszym wynikiem konserwatystów było 131 mandatów zdobytych w 1906 roku.
Marka konserwatystów ucierpiała m.in. z powodu afery "partygate" (imprezy, które odbywały się na Downing Street w czasie restrykcji covidowych) i szeregu innych skandali, które doprowadziły do upadku urzędu premiera Borisa Johnsona. Później była chaotyczna, sześciotygodniowa kadencja jego następczyni Liz Truss, której program fiskalny wprowadził zamęt na rynkach finansowych.
Wpadki w trakcie kampanii nie uniknął również Sunak. Obecny premier najpierw opuścił obchody 80-lecia desantu w Normandii, by nagrać wywiad telewizyjny. Potem wyszedł na jaw skandal z obstawianiem u bukmacherów daty wyborów. Okazało się, że kilka osób z Partii Konserwatywnej, w tym co najmniej dwoje kandydatów na posłów, tuż przed ogłoszeniem terminu wyborów przez premiera, obstawiało konkretną datę u bukmacherów. W związku z tym prowadzone jest śledztwo, czy politycy w zakładach korzystali z poufnych informacji.
Partia Pracy uparcie próbuje przedstawić wybory jako referendum dotyczące 14 lat rządów konserwatystów. Chce wykorzystać zmęczenie społeczeństwa partią, która w tym czasie wysunęła pięciu premierów, nadzorowała brexit, ma problemy z gospodarką i jest zamieszana w serię skandali.
Keir powiedział, że priorytetem jego rządu będzie rozwój gospodarki, a co za tym idzie, poprawa warunków życia ogółu społeczeństwa.
Finanse gospodarstw domowych w Wielkiej Brytanii ucierpiały w ostatnich latach z powodu rosnącej inflacji, odczuwalnej na całym świecie, i najwyższego obciążenia podatkowego od dziesięcioleci. Konserwatyści twierdzą jednak, że jest to konsekwencja problemów pozostających poza ich kontrolą, takich jak pandemia Covid-19 i wojna w Ukrainie.
Sunak starał się natomiast przekonywać wyborców, że gospodarka wyszła na prostą i nie można ryzykować zmiany w rządzeniu.
W niedzielę w BBC Sunak podsumowywał 14 lat rządów Partii Konserwatywnej. To lepsze miejsce do życia niż w 2010 roku. Oczywiście rozumiem, że ostatnie lata były trudne dla wszystkich - podkreślił. W tym kontekście wskazał na pandemię koronawirusa i wojnę w Ukrainie.
Stwierdził także, że jest szansa, że po zwycięstwie konserwatystów obniżone zostaną podatki.
Sunak wielokrotnie powtarzał, że Starmer nie ma żadnego planu na rządzenie krajem, nie mówi prawdy o tym, co zamierza zrobić jako premier, a wygrana Partii Pracy oznaczać będzie wzrost obciążeń podatkowych dla każdej rodziny.
Partia Pracy doprowadzi do bankructwa ludzi w każdym pokoleniu - mówił.
Ważnym tematem kampanijnym była migracja. Z sondaży wynika, że imigracja była jedną z najważniejszych spraw dla ogółu wyborców.
Podczas jednej z przedwyborach debat Sunak przekonywał, że Partia Pracy nie ma żadnego planu na jej zatrzymanie, a także, że deportacje nielegalnych imigrantów do Rwandy ruszą w lipcu, "ale tylko jeśli będę waszym premierem".
Trzymajcie się naszego planu, a nielegalni imigranci będą w tych samolotach - mówił.
Do tych słów odniósł się Starmer. Poziom migracji jest rekordowo wysoki - 685 tys. Nigdy nie był tak wysoki, z wyjątkiem ostatniego roku lub dwóch. Premier mówi, że jest zbyt wysoki. Kto za to odpowiada? On tu rządzi. To najbardziej liberalny premier w kwestii imigracji, jakiego kiedykolwiek mieliśmy - podkreślał.
Jak dowiedział się Guardian, Rishi Sunak zwierzył się członkom swojego najbliższego otoczenia, że obawia się porażki w swoim okręgu wyborczym. Premier powiedział swoim zaufanym współpracownikom przed wtorkowym wiecem konserwatystów, że rywalizacja w Richmond i Northallerton (okręgu wyborczym Sunaka) jest zbyt wyrównana, aby można było przewidzieć jej wynik.
W 2019 roku premier zdobył tam 63 proc. głosów.
On naprawdę boi się porażki w Richmond. Ryzyko, że będzie ostro, mocno go uderzyło. Jest wstrząśnięty - nie może uwierzyć, że jest to realne - powiedział jeden z rozmówców Guardiana.
Inne źródło dziennika, związane z konserwatystami stanowczo jednak zaprzeczyło, jakoby Sunak obawiał się przegranej w swoim okręgu wyborczym, stwierdzając: "Premier jest przekonany, że utrzyma swoje stanowisko".
Nie zmienia to jednak sprawy, że Sunak może stać się pierwszym w historii urzędującym premierem, któremu nie udało się zdobyć mandatu w kolejnych wyborach.
Sondaże były różne. Większość sugerowała, że Sunak powinien zachować swoje miejsce w Izbie Gmin, nawet w obliczu miażdżącego zwycięstwa Partii Pracy w kraju. Jednak analiza Savanta i Electoral Calculus dla Telegraph sugerowała, że może je stracić.
Konserwatywni aktywiści działający w okręgu wyborczym Sunaka są szczególnie zaniepokojeni spadkiem poparcia wśród społeczności rolniczej.
Zdecydowanym faworytem w wyścigu o stanowisko nowego premiera Wielkiej Brytanii jest Keir Starmer. To były prawnik zajmujący się prawami człowieka.
Starmer wkroczył do polityki późno. Posłem Partii Pracy został w 2015 r., a niecałe pięć lat później - liderem ugrupowania, po okresie, w którym odpowiadał za brexit w gabinecie cieni.
Jest opisywany przez swoich zwolenników jako zasadniczy, poważny przywódca, który koncentruje się na rozwiązywaniu problemów systemowych, z którymi zmaga się Wielka Brytania. Odsunął na bok skrajnie lewe skrzydło partii związane z jego poprzednikiem - radykalnym socjalistą Jeremym Corbynem. Poradził sobie także z problemem antysemityzmu w partii.
Jeśli zostanie premierem, będzie rządził tak, jak rządzi Partią Pracy - mówi jeden z ministrów gabinetu cieni. To bezpretensjonalny Starmer. Jest bardzo metodyczny i analityczny. Po prostu robi swoje, chce rozwiązywać problemy - dodaje.
Jednak jego przeciwnicy, zarówno po lewej, jak i prawej stronie politycznej twierdzą, że brakuje mu charyzmy i pomysłów. Oskarżają go także, że nie przedstawił ambitnej i szerokiej wizji dla narodu.