Po śmierci Chaveza w ciągu 30 dni w Wenezueli powinny zostać ogłoszone wybory nowej głowy państwa. Tak wynika z konstytucji tego kraju. Do walki o fotel prezydencki stanie zapewne kandydat wenezuelskiej opozycji Henrique Capriles Radonski oraz wiceprezydent Nicolas Maduro.
40-letni Capriles to centrysta, gubernator stanu Miranda. W październiku ubiegłego roku przegrał w wyborach z Hugo Chavezem. Teraz ponownie jest niemal pewnym kandydatem opozycji do walki o fotel prezydenta. Sam Capriles nie ogłosił jeszcze, że zamierza ubiegać się o najwyższe stanowisko w państwie. Po śmierci Chaveza złożył kondolencje i zaapelował o jedność w społeczeństwie.
Zdaniem agencji Reutera pokonanie Maduro, którego Chavez namaścił na swojego następcę, może się okazać bardzo trudne. To nie będzie wybór między Caprilesem i Maduro, lecz między Caprilesem a duchem Chaveza - powiedział jeden z zachodnich dyplomatów w Caracas.
Reuters przewiduje, że Capriles aby zniwelować różnicę 11 punktów procentowych, jaka w zeszłym roku dzieliła go od Chaveza, będzie chciał skoncentrować uwagę Wenezuelczyków na codziennych problemach. Powszechne jest bowiem niezadowolenie z rosnących cen, wyłączeń prądu, dziurawych dróg, niedoboru mieszkań, korupcji na wszystkich szczeblach władzy, wzrostu przestępczości. Capriles, któremu doradzali brazylijscy stratedzy, właśnie na tych kwestiach skoncentrował swą kampanię wyborczą w 2012 roku i zapewne powtórzy to obecnie, usiłując wykazać, że Maduro nie jest właściwym człowiekiem do rozwiązania tych problemów.
Reuters odnotowuje, że w kwestiach polityki zagranicznej Capriles chce schłodzenia stosunków Wenezueli z dalekimi sojusznikami z ery Chaveza, takimi jak Iran i Białoruś. Opowiada się też za wstrzymaniem subsydiowania cen ropy, dostarczanej takim politycznym sojusznikom jak Kuba, a jednocześnie jest zwolennikiem poprawy stosunków z Zachodem, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi.
Reuters ocenia, że z kolei 50-letni Maduro utrudniłby sobie wygraną w wyborach, gdyby otwarcie zaproponował jakieś zmiany polityczne. Aby wygrać walkę, musi bowiem zapewnić sobie wsparcie całej koalicji Chaveza. Z tym nie powinno być jednak problemu - Maduro już zastępując chorego na raka Chaveza kopiował przez ostatnie miesiące jego politykę, styl, a nawet retorykę, choć daleko mu do charyzmy szefa. Jest niemal pewne, że teraz będzie postępował tak samo, próbując wygrać wybory prezydenckie i odziedziczyć chavezowską rewolucję socjalistyczną - przewiduje Reuters.
Panuje powszechne przekonanie, że Maduro jako prezydent też kontynuowałby radykalną politykę Chaveza, w tym nacjonalizację przedsiębiorstw, zaostrzanie kontroli państwa nad gospodarką, a także wspieranie finansowo sojuszników, takich jak komunistyczna Kuba.
Podobnie jak czynił to Chavez, Maduro oskarża wrogów o spiskowanie z zamiarem zgładzenia go, obciąża prywatny biznes winą za problemy gospodarcze Wenezueli, zarzuca mu m.in. "spekulacyjne ataki" na wenezuelską walutę, boliwara. Na kilka godzin przed śmiercią prezydenta, oskarżył "imperialistycznych" wrogów o zarażenie Chaveza rakiem.
Kampania wyborcza stanie się zapewne brutalna, gdy zakończy się tygodniowa żałoba narodowa. Reuters przypomina, że w zeszłym roku sympatycy Chaveza obrzucali rasistowskimi epitetami Caprilesa, który ma żydowskie korzenie i którego pradziadkowie zginęli w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Treblince.
Capriles, choć kultywuje wizerunek prostego człowieka, pochodzi z bogatej rodziny i uprzedzenia klasowe z pewnością odegrają rolę w walce wyborczej. Maduro, były kierowca autobusu i przywódca związkowy, nazwał go niedawno "małym księciem pasożytniczej burżuazji".