W ubiegłym roku zanotowano w Niderlandach rekordową liczbę eutanazji - prawie 7 tysięcy. Nie ma to jednak nic wspólnego z trwającą pandemią Covid-19.
Regionalne Komitety Przeglądu Eutanazji (RTE) zarejestrowały w 2020 roku 6938 eutanazji. To o 9 proc. więcej niż w rok wcześniej. W 2003 roku było ich niecałe 2000.
Informacje te są zawarte w dorocznym raporcie RTE, który został również przekazany ministrowi zdrowia Holandii Hugo de Jonge.
Z raportu, zamieszczonego na stronie internetowej RTE, wynika, że 4,1 proc. wszystkich zgonów w Niderlandach jest wynikiem śmierci "na żądanie". 87,6 proc. pacjentów, którzy poddali się zabiegowi przerwania życia było w wieku powyżej 60 lat. 96,2 proc. pacjentów cierpiało na schorzenia, takie jak rak, zaburzenia układu nerwowego, choroby układu krążenia, choroby płuc i schorzenia złożone.
Jedynie w czterech przypadkach decyzja o poddaniu się eutanazji była spowodowana koronawirusem.
Coraz więcej osób postrzega eutanazję jako rozwiązanie problemu nieznośnego cierpienia - powiedział dziennikowi "Trouw" przewodniczący RTE Jeroen Recourt.
Liczba przypadków zabiegów przerwania życia rośnie w Holandii od lat. Z jednym wyjątkiem - spadła w 2018 roku. Prokuratura przeprowadziła wówczas pięć dochodzeń w sprawach, w których mogło dojść do nadużyć. Zdaniem dziennika lekarze stali się "bardziej powściągliwi" w sprawach skomplikowanych wniosków o eutanazję.
Niderlandzkie prawo wprowadza rozróżnienie między zakończeniem życia na żądanie (eutanazja) a wspomaganym samobójstwem. Eutanazja polega na przerwaniu życia przez lekarza na żądanie pacjenta. Lekarz podaje preparat (eutanatykę), który powoduje śmierć pacjenta. W przypadku wspomaganego samobójstwa pacjent przyjmuje śmiertelny napój w obecności lekarza. Obecny jest lekarz, który osobiście przekazuje substancję i pozostaje z pacjentem do śmierci.
Holandia ma pięć Regionalnych Komitetów Przeglądu Eutanazji. RTE nadzoruje proces przeprowadzania eutanazji oraz wspomaganego samobójstwa.