Sytuacja w Ałmaty, największym mieście Kazachstanu, pozostaje trudna. Media, powołując się na świadków, informują, że w centrum nadal dochodzi do strzelaniny i wciąż trwają grabieże.
W mieście zamknięto dojazd na plac Republiki, który był w ostatnim czasie centrum protestów. Korespondenci kazachskiego oddziału Radia Swoboda widzieli w okolicy placu ciała co najmniej trzech osób.
Trwa grabienie supermarketu Magnum w centrum targowym Aport na skraju miasta. Wolontariusze z pałkami stoją przy tym centrum handlowym, próbując zapobiec kradzieżom. Ostrzegają ludzi, że rzeczy, które wynoszą, nie są ich własnością, ale - jak donosi Radio Swoboda - nikt ich nie słucha.
Korespondenci informują o ogromnych kolejkach na stacjach benzynowych i przed bankomatami. W sklepach brakuje chleba. Niektórzy mieszkańcy mówią, że nie mają już gotówki i jeśli sytuacja się nie zmieni, zaczną głodować. Transport publiczny w mieście przestał działać, a lotnisko jest zamknięte dla cudzoziemców.
Kazachskie MSW podało w piątek, że podczas operacji w kraju zabito 26 osób, które - jak zapewnia resort - były uzbrojone, a zatrzymano prawie 4 tys. osób. Poinformowano o śmierci 18 funkcjonariuszy resortów siłowych.
Prezydent Kasym-Żomart Tokajew w przemówieniu do narodu oznajmił w piątek, że Ałmaty zostało zaatakowane "przez 20 tys. bojowników", w tym rzekomo przeszkolonych za granicą. Dodał, że kazał strzelać do "terrorystów" bez ostrzeżenia. Oskarżył przy tym "tak zwane niezależne media i zagranicznych działaczy, dalekich od rdzennych interesów naszego wielokulturowego narodu" o przyczynienie się do tragedii w jego kraju.
W niedzielę w Kazachstanie wybuchły gwałtowne protesty, które były początkowo skierowane przeciwko wzrostowi cen paliw, a potem przybrały charakter polityczny. Podczas demonstracji wykrzykiwano hasła przeciwko poprzedniemu prezydentowi, 81-letniemu Nursułtanowi Nazarbajewowi, od którego według protestujących Tokajew przejął obowiązki szefa państwa tylko formalnie.
W czwartek rozpoczęto wysyłanie do Kazachstanu na prośbę Tokajewa wojsk kierowanej przez Rosję Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ros. ODKB). Tokajew wezwał je na pomoc w związku z "zewnętrzną agresją", jak nazwał protesty.