23-letni Cho Seung-Hui, który w poniedziałek zabił w kampusie Virginia Tech 32 osoby i odebrał sobie życie, był cichym, zamkniętym w sobie studentem, którego przepełniona motywem śmierci poezja budziła lęk. Koreańczyk leczył się psychiatrycznie, a uczelnia zapewniła mu nawet indywidualne zajęcia.
Władze Virginia Tech i policja poinformowały w Blacksburgu, że przed masakrą na tej uczelni reagowano na sygnały ostrzegawcze, ale jej sprawca, południowokoreański student, nie wzbudził wystarczających podejrzeń, by go aresztować. Chociaż Cho zachowywał się dziwnie i m.in. uporczywie obserwował i śledził dwie studiujące tam dziewczyny, nie było podstaw do zastosowania wobec niego środków dyscyplinarnych. W listopadzie 2005 roku jedna ze studentek poskarżyła się uczelnianej policji na Koreańczyka, ale nie nalegała na postawienie mu zarzutów. Skierowano go tylko na ambulatoryjne leczenie psychiatryczne. Cho nie groził nikomu użyciem przemocy.
Chłopak przybył do Stanów Zjednoczonych wraz ze swoimi rodzicami w 1992 roku. Rodzice prowadzili pralnię w miasteczku w północnej Wirginii, na przedmieściach Waszyngtonu.
Siostra ukończyła ekonomię na renomowanym Uniwersytecie Princeton i pracuje w Departamencie Stanu.
Lucinda Roy, która na ochotnika zgłosiła się by prowadzić z Cho Seung-Hui indywidualne zajęcia z poezji, określa go jako człowieka samotnego, żyjącego w izolacji. Jego zachowanie było na tyle dziwne, że władze uczelni proponowały jej nawet ochronę. Odmówiła. Koledzy i inni nauczyciele pamiętają go jako odludka, który rzadko do kogokolwiek się odzywał, jednak zdarzały się z jego strony przypadki gróźb, które nawet zgłaszano na policję. Teksty pisane przez Cho uważano za makabryczne, pełne motywów zbrodni, samobójstwa i wyszukanej przemocy.
W pokoju Cho w akademiku znaleziono notatki, w których wyrażał swoją złość wobec innych, "bogatych" i "zepsutych" studentów, na kilku stronach potępiał "rozpustę" i "oszukańczych szarlatanów". Zmusiliście mnie, bym to zrobił – pisał miedzy innymi Cho. Nie było tam jednak listu pożegnalnego, ani wyjaśnienia wprost, dlaczego postanowił zabijać. Znaleziono leki antydepresyjne.
Na miejscu tragedii, na ramieniu Cho odkryto wykonany czerwonym atramentem napis "Ismael Ax", ale nie wiadomo na razie, co te słowa mogą oznaczać. W pobliżu ciała znaleziono notatkę z groźbą o podłożeniu bomby, prawdopodobnie Cho sam ją napisał. Zabójca miał przy sobie także noże.
Telewizja ABC donosi, że jedną ze sztuk broni, 9mm pistolet Glock, Cho kupił legalnie w marcu za niespełna 600 dolarów, w sklepie z bronią około 50 kilometrów od Virginia Tech. Wcześniej, pistolet Walther kupił w lutym w samym Blacksburgu. W obu przypadkach legitymował się prawem jazdy.
Policja przyznała, że do tragedii mogły przyczynić się błędy we wczesnej fazie śledztwa, które prowadzono po pierwszej strzelaninie. Jak donosi dziennik "The New York Times", po zabójstwie dwóch osób za podejrzanego uznano chłopaka zamordowanej dziewczyny i to jego poszukiwano. Koleżanka dziewczyny powiedziała policji, że widziała u niego broń. Gdy policjanci przesłuchiwali chłopaka, doszły do nich tragiczne wiadomości o strzelaninie w Norris Hall. Opóźnienie w śledztwie sprawiło, że zabójca miał wystarczająco dużo czasu, by wrócić do swojego pokoju, zabrać dodatkową broń i amunicję, a potem dojść do budynku Norris Hall.
Jak poinformował konsul generalny RP w Waszyngtonie Paweł Bohdziewicz, żaden z Polaków studiujących lub pracujących w Virginia Tech nie odniósł obrażeń. Wszyscy Polacy są zdrowi i cali - zapewnił konsul i dodał, że we wtorek odnalazło się dwoje Polaków - student i pracownik naukowy - których przedtem nie można się było doliczyć. Na uczelni studiuje dwoje obywateli polskich i pracuje sześcioro polskich wykładowców i naukowców.
Podczas wtorkowej wizyty na w Virginia Tech prezydent USA George W. Bush wyraził swoje współczucie dla wszystkich dotkniętych tą tragedią. Podczas sześciominutowego wystąpienia przed pogrążonymi w żałobie studentami i profesorami, prezydent Bush solidaryzował się w cierpieniu z rodzinami ofiar tragedii. "Jest to dzień żałoby dla społeczności politechniki Virginia Tech oraz dzień smutku dla całego narodu" - powiedział amerykański prezydent. Jeszcze przed wizytą w Blacksburgu, Bush wydał rozporządzenie, aby w całym kraju na znak żałoby opuścić flagi do połowy masztu.
Prezydent Bush apelował do dotkniętych masakrą, aby nie dali się pokonać złu. "Ludzie, których nigdy nie spotkaliście, modlą się za was" - powiedział i dodał, że "W tych modlitwach jest moc, prawdziwa moc." W swoim przemówieniu prezydent USA wskazywał na solidarność społeczności akademickiej, widoczną w przytoczonych przez niego cytatach z internetowych blogów studenckich. W obliczu takiej tragedii z solidarności tej należy czerpać siłę i w niej szukać oparcia - tłumaczył Bush.
Prezydent Korei Południowej Roh Mu Hiun zwołał w środę rano zebranie swoich doradców, poświęcone poniedziałkowej masakrze na politechnice w Blacksburgu, której dokonał południowokoreański student. Władze Korei Południowej obawiają się, że tragedia może wzbudzić w USA dyskryminację rasową Koreańczyków, którzy stanowią blisko 15 proc. amerykańskich studentów. Seul obawia się też, że pogorszeniu mogą ulec polityczne stosunki Korei Południowej i USA. Minionej nocy minister spraw zagranicznych Korei Południowej Song Min Sun wysłał do amerykańskiej sekretarz stanu Condoleezzy Rice list z kondolencjami i wyrazami współczucia dla ofiar tragedii i ich rodzin. Południowokoreańscy dyplomaci są już w drodze do Blacksburga.
Także pochodzący z Korei Południowej studenci politechniki Virginia Tech żywią obawy, że poniedziałkowa masakra wzbudzi rasowe uprzedzenia i gromadzą się w grupy, aby uniknąć ewentualnych prób zemsty. Koreańska kadra naukowa pracująca w amerykańskich placówkach również jest zdania, że poniedziałkowy incydent wytworzy negatywny stereotyp Koreańczyka. Gubernator stanu Wirginia Tim Kaine uspokaja, że nie powinno dojść do żadnego odwetu, ponieważ tragedia ta dotyczy wszystkich w jednakowym stopniu.