Były prezydent Donald Trump odwiedził południową granicę USA, krytykując zmiany w polityce imigracyjnej kraju swego następcy. Granica z Meksykiem - jak stwierdził, stała się "bardziej niebezpieczna niż kiedykolwiek wcześniej", a aktualny prezydent Joe Biden "niszczy kraj".
Mimo trwającej sesji Kongresu, do Trumpa w Teksasie dołączyła grupa 31 republikańskich deputowanych Izby Reprezentantów.
Nigdy nie było tak bezpiecznej granicy, jaką my mieliśmy, ale teraz ją otworzyli. (...) Aktualnie mamy otwartą, bardzo niebezpieczną granicę, bardziej niebezpieczną niż kiedykolwiek w naszej historii i trzeba szybko przywrócić (poprzedni stan - przyp. red.) - mówił Trump podczas konferencji w Weslaco na południowym krańcu Teksasu.
Było to drugie publiczne wystąpienie byłego prezydenta w ostatnich dniach, po sobotnim wiecu wyborczym w Ohio. Podczas obu Trump w ostrych słowach mówił o kryzysie na granicy, narastającym od wielu miesięcy. Według danych rządowych, od ubiegłego października zatrzymano już ponad milion osób usiłujących nielegalnie przekroczyć granicę, co jest największą liczbą od dwóch dekad.
Jeśli nie masz granicy, nie masz kraju. (...) Biden niszczy nasz kraj - argumentował milioner. Choć liczba przybywających na granicę zaczęła rosnąć jeszcze za jego rządów i miała związek m.in. z niszczycielskimi huraganami w Ameryce Środkowej, Trump utrzymuje, że to nowa administracja ponosi odpowiedzialność za obecną sytuację.
Wskazał m.in. na wstrzymanie budowy ogrodzenia wzdłuż granicy i zmianę polityki nakazującej części ubiegających się o azyl oczekiwanie na decyzję w tej sprawie w Meksyku.
Zarazem jednak wiceprezydent Kamala Harris podczas czerwcowej wizyty w Gwatemali zaapelowała do mieszkańców krajów Ameryki Środkowej, by "nie przyjeżdżali" do USA, bo czeka ich deportacja i grozi im ryzyko wykorzystania przez przemytników ludzi.