W stanie Tennessee na wschodzie USA stracono wielokrotnego mordercę, który dostał karę śmierci za zabójstwo współwięźnia w 1985 roku. Gubernator nie ułaskawił go i nie uznał za okoliczność łagodzącą zeznań byłych strażników, którzy twierdzili, że skazany uratował im życie.
Stan Tennessee przywrócił najwyższy wymiar kary w sierpniu 2018 roku. Od tego czasu łącznie ze straconym w czwartek 58-letnim Nicholasem Toddem Suttonem przeprowadzono egzekucje siedmiu osadzonych - wylicza portal dziennika "USA Today".
Do więzienia Sutton trafił jako 19-latek z wyrokiem dożywocia za zabicie swojej babci. Przyznał się później również do zamordowania dwóch innych osób, w tym swojego przyjaciela z dzieciństwa, za co otrzymał karę podwójnego dożywocia.
Na karę śmierci został skazany w 1985 r. za zabicie współwięźnia.
Gubernator stanu Tennessee Bill Lee nie skorzystał z prawa łaski. We wniosku o ułaskawienie oceniono, że morderca "przeszedł przemianę osobowości" i podkreślano, że uratował życie trzem strażnikom więziennym.
Jeden z nich przyznał, że stało się tak podczas zamieszek w zakładzie karnym w 1985 roku. Grupa pięciu więźniów, uzbrojona z noże i inną broń, otoczyła mnie i próbowała wziąć za zakładnika. Nick i inny współwięzień postawili się im, wynieśli mnie w bezpieczne miejsce (...)" - oświadczył emerytowany strażnik więzienny, cytowany przez portal CNN. "Zawdzięczam moje życie Nickowi Suttonowi - zaznaczył.
W stolicy stanu Nashville, przed budynkiem, gdzie na krześle elektrycznym przeprowadzono egzekucję skazańca, od czwartkowego popołudnia zbierali się przeciwnicy kary śmierci. Wielu z nich modliło się za skazanego. Do rezygnacji z kary głównej apelowała też część rodzin osób zabitych przez Suttona.
Stracony mężczyzna na ostatni posiłek poprosił o kotlety schabowe, ziemniaki oraz ciasto brzoskwiniowe z lodami waniliowymi.