Groźba paraliżu amerykańskiej administracji zażegnana. Demokraci i republikanie porozumienie się po wielomiesięcznej batalii w sprawie budżetu. Stanom Zjednoczonym groziło zamknięcie wielu instytucji federalnych.

REKLAMA

Po kilkudniowych negocjacjach, na krótko przed ostatecznym terminem, czyli przed północą w piątek (czasu USA), obie strony uzgodniły kolejne prowizorium budżetowe, tym razem na tydzień, do czwartku 14 kwietnia włącznie.

Będzie obowiązywało przez tydzień. W tym czasie dojdzie do głosowania nad nowym budżetem, który będzie obowiązywał do końca roku fiskalnego czyli do 30 września. Republikanie chcieli ogromnych cięć w budżecie. Demokraci proponowali dużo mniejsze. Stąd trwający wiele miesięcy spór.

Natychmiast po ogłoszeniu porozumienia prezydent Barack Obama w wystąpieniu telewizyjnym podziękował przywódcom obu partii za znalezienie kompromisu.

Obama wygłosił przemówienie z błękitnego pokoju Białego Domu. Stanął na tle okna, z którego widać było Monument Waszyngtona.

Zaczął od tego, że dzięki porozumieniu dzisiaj jedna z najbardziej rozpoznawalnych wizytówek stolicy USA będzie otwarta, a turyści będą mogli podziwiać z niej panoramę miasta.

Gdyby republikanie i demokraci nie zdołali osiągnąć porozumienia do północy w piątek, 800 000 pracowników administracji federalnej wysłano by na przymusowy bezpłatny urlop, ponieważ upływał wtedy termin ważności poprzedniego prowizorium. Groziło to np. zamknięciem państwowych muzeów w Waszyngtonie i parków narodowych w całym kraju, a także wstrzymaniem wypłat zwrotów podatkowych i pożyczek z federalnych instytucji kredytowych dla drobnego biznesu.

Pensji nie otrzymaliby nawet żołnierze pełniący misję w Iraku i Afganistanie.

Spór toczył się o wysokość redukcji wydatków rządowych. Republikanie domagali się znaczniejszych cięć niż demokraci i naciskali m.in. na cofnięcie dotacji dla programu planowania rodziny (Planned Parenthood), który pomaga biedniejszym kobietom w finansowaniu aborcji.

Na szczególnie drastyczne redukcje wydatków naciskali zwłaszcza republikańscy ustawodawcy z Tea Party, ultrakonserwatywnego ruchu domagającego się ograniczenia deficytu budżetowego.

Według komentatorów, mimo że jest porozumienie to tak naprawdę początek wojny i pierwsza próba sił po zwycięstwie republikanów w listopadowych wyborach do Kongresu. To też początek walki o Biały Dom, bo w przyszłym roku w USA wybory prezydenckie.