Kanadyjska telewizja CBC zwraca uwagę na wysoki poziom akceptacji społecznej w kontekście użycia przemocy w walce politycznej. Według badania z czerwca, aż co dziesiąty Amerykanin uważałby za usprawiedliwione użycie siły, by zapobiec powrotowi Donalda Trumpa do władzy.

REKLAMA

Według badań politologa Roberta Pape w czerwcu br. ok. 10 proc. dorosłych Amerykanów uważało, że usprawiedliwione byłoby użycie siły, by zapobiec powrotowi Trumpa do władzy. Oznacza to, że taką opinię podziela 26 mln ludzi, z których ponad 8,5 mln ma broń.

Z kolei 7 proc. dorosłych Amerykanów, czyli 18 mln osób, spośród których 9 mln ma broń, popiera użycie przemocy, by Trump powrócił na urząd prezydenta - wynika z badań politologa pracującego na Uniwersytecie Chicagowskim.

"Amerykańska historia powtarza się w najbardziej makabryczny sposób" - komentowała w niedzielę zamach CBC. W 1912 r. w pobliżu miejsca konwencji w Milwaukee, gdzie Trump będzie przyjmować nominację wyborczą, doszło do nieudanego zamachu na prezydenta Teodora Roosevelta. "Nie wiem, czy w pełni rozumiecie, że właśnie do mnie strzelano" - mówił wówczas Roosevelt, który ponownie ubiegał się o urząd prezydenta USA, zatrzymując się na spotkaniu z wyborcami i pokazując poplamione krwią kartki z tekstem swego wystąpienia.

Długa tradycja przemocy

Zamach na Trumpa to efekt postępującej od dawna normalizacji przemocy politycznej w USA - informuje w rozmowie z PAP Jacob Ware, ekspert Council for Foreign Relations (CFR), badający przemoc polityczną i terroryzm. Ware już dwa lata temu ostrzegał o zagrożeniu politycznymi zamachami.

Nie powiedziałbym, że jestem zaskoczony tym, że doszło do zamachu na kandydata na prezydenta, bo jesteśmy w momencie podwyższonego poziomu przemocy politycznej; on wzrasta od dekady. To, co jest zaskakujące, to fakt, że ochrona zawiodła w tak katastrofalny sposób i ktoś był w stanie zbliżyć się na taką odległość z taką siłą ognia. To jest dość szokujące - stwierdził, dodając, że wydarzenia z Pensylwanii można uznać za najbardziej wstrząsający przykład przemocy politycznej od zamachów z 11 września.

Przemoc polityczna w naszym kraju została znormalizowana, jest w mainstreamie. Przemoc polityczna i terroryzm są dziś postrzegane jako dozwolone metody wyrażania naszych politycznych pretensji i ciężko sobie wyobrazić, jak mielibyśmy to wszystko odwrócić, schować z powrotem do pudełka, jeśli nie poprzez agresywne potępienie przemocy przez polityków obydwu stron - mówił.

Ekspert przypomina szturm na Kapitol

Ocenił, że większość z dotychczasowych reakcji polityków, w tym prezydenta Bidena na sobotni incydent - potępiających przemoc i wzywających do jedności - była zachęcająca, lecz kontrastowała z innymi wcześniejszymi aktami przemocy politycznej, zwłaszcza szturmem na Kapitol 6 stycznia 2021 r.

Wśród innych podobnych zdarzeń Ware wymienił m.in. próbę zamachu na ówczesną spikerkę Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, której ofiarą padł jej mąż Paul Pelosi, uderzony młotkiem w głowę przez zamachowca. Część republikańskich polityków, w tym sam Trump, drwiła wówczas z wydarzenia.

Ware wspominał też, że w ostatnich miesiącach i latach mieliśmy do czynienia z udaremnionymi zamachami na gubernator Michigan Gretchen Whitmer, a także na konserwatywnych sędziów Sądu Najwyższego, którzy przyczynili się do zniesienia ogólnokrajowego prawa do aborcji, czy z wysyłaniem bomb do przedstawicieli Demokratów i mediów przez sympatyka Donalda Trumpa.

Badacz stwierdził, że dalszy rozwój wypadków będzie w dużej mierze zależeć od ustalenia motywacji sprawcy, która dotąd nie jest znana.

Wiemy z dotychczasowych doniesień, że sprawca był zarejestrowany jako Republikanin. Nie przywiązuję do tego większej wagi, ale to pokazuje, jak wiele jeszcze nie wiemy, a istnieje szeroki zakres powodów, dla których ktoś mógłby chcieć to zrobić. Skrajnie lewicowa ideologia z pewnością jest jedną możliwą przyczyną, ale są też inne. Często okazywało się, że ludzie, którzy wydawali wyroki, nie mając pełnej wiedzy, mylili się - zaznaczył Ware.