W Budapeszcie trwa nieformalne spotkanie ministrów ds. europejskich. Tematem jest konkurencyjność oraz demografia. Spotkanie jest wyraźnie bojkotowane, bo przybyło na nie tylko 12 ministrów lub sekretarzy stanu, reszta wysłała niższych rangą dyplomatów. Polska uczestniczy w bojkocie. Na spotkaniu obecna jest sekretarz stanu w kancelarii premiera Agnieszka Bartol, a więc nie jest to konstytucyjny minister.

REKLAMA

Przypomnijmy, to na wniosek Polski obradowali unijni ambasadorowie UE na początku lipca, po słynnym, samozwańczym tournée Viktora Orbana do Rosji i Kijowa. To Polska nieformalnie namawiała do sankcji wobec Budapesztu. Ostatecznie - nieformalne spotkanie ministrów spraw zagranicznych UE odbyło się 28 sierpnia w Brukseli, a nie w Budapeszcie.

Tak więc ten bojkot nieformalnych spotkań ministrów na Węgrzech zostanie utrzymany, bo nic się nie zmieniło - mówi RMF FM unijny dyplomata. Unijne kraje będą raczej wysyłać urzędników niższego szczebla. Polscy ministrowie samodzielnie decydują, czy chcą zbojkotować te spotkania. Na razie w nieformalnych posiedzeniach ministrów sprawiedliwości, energii, zdrowia czy konkurencyjności nie wziął udział żaden z polskich ministrów.

Ci ministrowie, którzy przyjechali dzisiaj do Budapesztu, zapewniają, że przypominają władzom węgierskim o ich zobowiązaniach i konieczności przestrzegania europejskich wartości.

Szefowa belgijskiej dyplomacji Hadija Lahbib powiedziała, że przypomniała węgierskim władzom o konieczności odblokowania pieniędzy z Europejskiego Funduszu Pokojowego, z którego zwracane są unijnym krajom pieniądze za broń przekazane Ukrainie. Z kolei wicepremier i minister spraw zagranicznych Luksemburga Xavier Bettel przekonywał, że "trzeba rozmawiać" i zapewniał, że "poskrzy się" między innymi w kwestii praw osób LGBT+.

Dyplomaci zastanawiają się natomiast, co zrobić z nieformalnym szczytem UE, który zaplanowany jest na początek listopada. Prawdopodobnie odbędzie się jednak na Węgrzech, bo poprzedza je inne międzynarodowe spotkanie szefów państw i rządów krajów Europy i trudno byłoby przywódcom UE udać się zaraz po nim do Brukseli, tyko po to, żeby ukarać Węgry. Tym bardziej, że nie wszyscy w bojkocie uczestniczą; wyłamują się między innymi Belgia i Niemcy. Ostateczna decyzja będzie należeć do szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela. Natomiast PE od początku tego miesiąca realizuje zaplanowany bojkot. Komisje europarlamentu nie zapraszają przedstawicieli węgierskiej prezydencji, żeby - jak jest w zwyczaju - przedstawiali swoje priorytety.

Węgry maja także problemy z niezapłaconymi karami, które zasądził Trybunał Sprawiedliwości UE. Chodzi o 200 mln euro kary nałożonej przez Trybunał Sprawiedliwości UE (TSUE) za politykę migracyjną tego kraju. Jednocześnie, by zmusić Budapeszt do zmian w polityce migracyjnej, Trybunał zapowiedział, że jeżeli Węgry nie zmienią swojego prawa zgodnie z wyrokiem, może na nie zostać nałożona kara dzienna (w przypadku Polski było to 1 mln euro dziennie). Jeżeli Węgry nie zapłacą tych kar, to będą one ściągane przez KE z należnych Węgrom unijnych funduszy. Tak było w przypadku Polski za rządów PiS-u - wszystkie kary - zarówno związane ze sprawą kopalni w Turowie jak i z Izbą Dyscyplinarną SN - zostały przez Brukselę ściągnięte.

Między Brukselą a Budapesztem wciąż jest jeszcze niewyjaśniona do końca sprawa ułatwień wizowych dla Rosjan i Białorusinów. Chodzi o tzw. kartę narodową funkcjonującą na Węgrzech. Obywatele krajów nią objętych mogą ubiegając się o wizę skorzystać z ułatwień, które dotyczą m.in. kwestii kontroli bezpieczeństwa.

Na początku sierpnia unijna komisarz ds. wewnętrznych Ylva Johansson alarmowała, że to może być otwarta furtka dla rosyjskich sabotażystów i szpiegów i zażądała wyjaśnień, a konkretnie odpowiedzi na 13 pytań. Pod koniec zeszłego miesiąca Budapeszt udzielił częściowych odpowiedzi. Twierdzi, że jego wdrażany program uwzględnia przepisy UE i potencjalne zagrożenia bezpieczeństwa. KE analizuje teraz tę odpowiedź.